Na gorąco

     Wczoraj blisko pół miliona uczniów przystąpiło do matury. Można ją zdawać na różne sposoby: po nowemu, po staremu, po nowo-staremu. Większość wybrała to, co stare. A pamiętam, że w tym roku tylko kasztany miały zakwitnąć tak samo, jak zawsze. Wszystko poza tym miało być inne, nowe, dające nadzieję na zmiany w czasami nazbyt skostniałych szkołach. Maturzyści w całej Polsce mieli dostać te same zestawy egzaminacyjne, ich prace miały być kodowane i wywożone ze szkół, by mogli je sprawdzić specjalnie wyszkoleni egzaminatorzy. Oceny miały być obiektywne i porównywalne. Do dziś nie rozumiem, dlaczego obecny rząd nie dojrzał do takiego egzaminowania? Wszyscy pamiętają to jesienne zamieszanie w szkołach: uczniowie ostatnich klas liceum byli już po próbie z nowej matury, do końca września mieli zdecydować, z jakich przedmiotów chcą zdawać wiosenne egzaminy, wybrali sobie tematy. I kiedy już to zrobili, dowiedzieli się, że wszystko na nic.
     Tylko garstka wytrwała przy nowej maturze: w całym kraju ledwie 6,5 tysiąca 18-latków, w województwie kujawsko-pomorskim - 362. Zdecydowali się wyjść spod skrzydeł swoich nauczycieli, by dać się sprawdzić nieznajomym egzaminatorom. Wczoraj siedzieli samotnie w salach egzaminacyjnych, bo w ich szkole znalazło się raptem dwóch albo trzech takich odważnych. Wczoraj trzymałam kciuki za wszystkich maturzystów, ale za nich trzymałam szczególnie mocno. Choć dla mnie oni zdali egzamin dojrzałości już wtedy, kiedy zdecydowali się do niego przystąpić.