Można zrozumieć kanclerza Gerharda Schrktóry zapowiada, że należy zmienić obecną politykę rolną UE, a rozmowy na temat bezpośrednich dopłat dla m.in. polskich rolników odłożyć na później. Przed wyborami nawet tworzenie wrażenia, iż chce się wydawać więcej pieniędzy z podatków własnych obywateli na cudze potrzeby jest bardzo niewłaściwe. Nic dziwnego, iż kanclerz głośno mówi, iż Niemcy nie są już w stanie zwiększać swoich obciążeń na rzecz i obecnej, i rozszerzonej UE. Przed wyborami najważniejsi są zawsze wyborcy.
Nie sposób jednak zrozumieć polskiego negocjatora Jana Truszczyńskiego, który zapowiada, że dopłaty bezpośrednie zapewne będą (bo inaczej przegra się w Polsce referendum), ale w niższej wysokości niż chcemy to osiągnąć. Referendum w Polsce winno być przede wszystkim przedmiotem troski polskich polityków, a nie unijnych. Jest to pokazywanie drugiej stronie dolnej granicy naszych ustępstw, a tego nigdy nie powinno się robić. Prawdziwy negocjator z góry nie ustępuje pola i jeśli nie ma takiej potrzeby, to nie uznaje racji drugiej strony. Po co mówić, że zapewne otrzymamy mniej, jeśli można żądać więcej? Dodajmy do tego, że Truszczyński zajął inne stanowisko niż rząd w sprawie ponownego rozmawiania na temat VAT-u w budownictwie. Nic dziwnego, że premier musiał natychmiast zaprzeczyć temu, co mówił podległy mu urzędnik.
Poprzedni negocjator Polski Jan Kułakowski ani razu nie spowodował takiej sytuacji. Był on jednak z zupełnie innej ekipy politycznej. Podobno nowy rząd wymienił urzędników z politycznego nadania na kompetentnych specjalistów. Czy nie byłoby lepiej przynajmniej niektórych z nich wymienić na choćby trochę bardziej kompetentnych?
Na gorąco
Roman Bäcker
Nic dziwnego, iż kanclerz Schrgłośno mówi, iż Niemcy nie są już w stanie zwiększać swoich obciążeń na rzecz i obecnej, i rozszerzonej UE. Przed wyborami w Niemczech najważniejsi są zawsze wyborcy.