Jeszcze na lotnisku zapytał, czy to prawda, że nasze miesięczne zarobki wynoszą 100 dolarów miesięcznie, jeżeli w ogóle nam się płaci. Z niekłamaną satysfakcją tłumaczyłem, że tak jest może w Rosji, natomiast w Polsce mamy już przedpokój do Europy: we wszystkich prawie firmach płaci się rzetelnie i dużo więcej, niż 100 dolarów.
Brutalne pobicie prezesa szczecińskiej "Odry" przez stoczniowców mimo woli sprowokowało opinię publiczną do zadania pytania, ile jest właściwie takich małych firm, w których ludzie pracują za darmo? Bo jeśli wypłat nie otrzymują stoczniowcy lub górnicy - wiemy o tym od razu.
Ze zdumieniem więc przeczytałem, że tego w Polsce... nie wie nikt. Ani ministerstwa gospodarki i pracy, ani związki zawodowe - OPZZ i Solidarność, ani też Główny Urząd Statystyczny czy urzędy pracy, a co gorsza - nawet Państwowa Inspekcja Pracy! Wprawdzie inspektorzy PIP co jakiś czas kontrolują firmy, ale dopiero teraz ujawnili, że niepłacenie pensji to powszechne zjawisko, w dodatku - pogłębiające się. Wolna amerykanka, a raczej niewidzialna ręka rynku, pojawiła się więc i w sferze podstawowego, zdawałoby się, prawa pracownika: wynagrodzenia za pracę.
Tylko że ta niewidzialna ręka powoli zaciska się w pięść. Bijącą bez sensu i na oślep.
Na gorąco
Jacek Deptuła
Kilka lat temu, podczas niezwykle głębokiego kryzysu gospodarczego w Rosji, przyjechał do mnie gość z USA.