Po pierwsze - jest to spór o zakres władzy Jarosława Kalinowskiego. Jest on od dawna oskarżany w PSL o to, że nie potrafi nic załatwić dla rolników. Teraz musi udowodnić, że się potrafi tej umowie skutecznie sprzeciwić. Jeśli bowiem przegra, to nie darują mu już tego koledzy z PSL-u, a w rządzie będzie mógł pełnić tylko rolę paprotki przy prezydialnym stole.
Po drugie, sprawa jest bardzo poważna. Nie dotyczy to tylko żywności, którą sprowadzamy z Węgier za marne ok. 100 mln zł. Podpisanie umowy z Węgrami zmusza Polskę do przyjęcia podobnych rozwiązań z innymi krajami CEFT-y, a w dodatku osłabia nasze pozycje negocjacyjne z UE. Tymczasem każda ilość tańszej pszenicy z importu powiększa hałdy niesprzedanego zboża polskich rolników. W takiej sytuacji szef PSL-u musiał zaprotestować, bo by stracił i tak malejące poparcie mieszkańców wsi.
Po trzecie, istnieją zwykle ściśle przestrzegane zasady zawierania umów międzynarodowych. Bez pisemnej zgody właściwego ministra nie sposób parafować umowy. Tymczasem minister gospodarki twierdzi, że zgoda była, gdy Kalinowski twierdzi odwrotnie. Wystarczy zatem, by minister gospodarki pokazał dokument. Jeśli tego do tej pory nie zrobiono, to widocznie nie chodzi o zbyt szybkie rozstrzygnięcie tej sprawy.
Po czwarte, premier zapowiedział przeprowadzenie specjalnych testów dla urzędników z agencji kierowanej przez Aleksandra Bentkowskiego, w której zatrudniono ostatnio wielu działaczy i znajomych z rządzących partii, w tym jednak głównie z PSL-u. Czy chce się jak najszybciej podnieść poziom ich kwalifikacji, czy zmusić szefów PSL do uległości?
Prawie rok nie było słychać o tak tradycyjnych przecież w latach 1993-1997 konfliktach pomiędzy PSL a SLD. Kiedyś musiały one w końcu wybuchnąć.
Na gorąco
Roman Bäcker
Spór pomiędzy ministrami rolnictwa i gospodarki pozornie dotyczy wyłącznie węgierskich pomidorów i tym podobnych smakołyków. W rzeczywistości może się stać jednym z najgorętszych sporów między SLD a PSL - dwoma zaprzyjaźnionymi od dawna partiami.