Grzegorz Kołodko aż biegł po schodach, gdy zanosił projekt budżetu do marszałka Sejmu. Nic dziwnego. Poniedziałek był ostatnim dniem, w którym zgodnie z konstytucją rząd powinien złożyć projekt budżetu w Sejmie. Istnieje zatem szansa, iż budżet zostanie wreszcie uchwalony przed początkiem nowego roku.
Jednakże o wiele poważniejszym problemem niż szybkość uchwalania budżetu jest jego jakość. Rząd założył, iż w 2003 roku wzrost gospodarczy będzie wynosił 3,5%, a więc więcej niż przewidują najbardziej optymistyczne ośrodki analityczne. Liczy na wysokie dochody z winiet, gdy tymczasem samorządy już teraz szacują, jakie będą korki, gdy kierowcy bez winietek zrezygnują z dróg ekspresowych. Większość w Sejmie podniosła stawkę podatku abolicyjnego, ale mało kto chce się przyznać do nielegalnych dochodów. Tymczasem nauczycielom, emerytom i rencistom obiecano lub już zaczęto realizować podwyżki. Przed wyborami (nawet tak pozornie mało ważnymi, jak samorządowymi) należy przecież pokazać, że opłaca się popierać obecnie rządzących. Dochody nie są pewne, odwrotnie niż wydatki, a deficytu nie wolno zwiększać. Wiele wskazuje na to, że ten budżet nie ma pewnych nóg.
W trakcie prac nad budżetem ważniejszy jest rozsądek niż szybkość biegania po schodach.
Na gorąco
Roman Bäcker
Wczoraj rząd wniósł wreszcie do Sejmu projekt budżetu państwa na 2003 r.