Tłumacząc - z dyplomatycznego języka na normalny - raport Komisji Europejskiej rekomendujący Polskę (i dziewięć innych krajów) do członkostwa w UE można powiedzieć tak: OK, w zasadzie gotowi jesteśmy wpuścić was do naszego elitarnego klubu, ale nie jesteśmy pewni, czy będziecie umieli się w nim znaleźć, więc poczytajcie sobie jakiś podręcznik dobrego wychowania. Musicie jeszcze sprawić sobie nowy garnitur i buty, bo nasi członkowie noszą się elegancko. Odzwyczajcie się od palenia, u nas nałogowcy nie mają szans. Macie na to jeszcze trochę czasu, ale lepiej już weźcie się do roboty.
A potem dostaliśmy pracę domową: skonczyć z korupcją, zrobić coś z ochroną środowiska, rybołóstwem, zrestrukturyzować i sprywatyzować hutnictwo, przemysł ciężki. A na pierwszym miejscu jest oczywiście rolnictwo.
Zaskoczenia raczej być nie może: nie jest nim i sama rekomendacja (musielibyśmy naprawdę absolutnie nic nie robić, aby na nią nie zasłużyć), ani pokazanie nam naszych pięt achillesowych: sami je znamy aż za dobrze. Nie wiadomo jednak w jakim stopniu na ogólny ton tej oceny nie wpłynęły kłopoty, jakie mają z polskimi negocjatorami ich unijni partnerzy, bo krytyka zawarta w raporcie unijnym może w znacznym stopniu wynikać z dążenia do złagodzenia polskiego stanowiska - przede wszystkim gdy idzie o rolnictwo. W końcu, jakby nie było, negocjacje jakie z nami prowadzą to rodzaj targu: coś za coś, wy ustąpicie, to i my nie będziemy dzielić włosa na czworo.
Więc choć niespodzianki nie było, to jednak zakończył się wczoraj ważny etap naszego marszu do Brukseli. Jesteśmy już trochę zmęczeni a jeszcze kawał drogi przed nami.
Na gorąco
Jan Raszeja