Ta niepewność (a raczej pewność, ze Irak jednak c o ś ma) to powód dla którego Stany Zjednoczone chcą powtórzyć Pustynną Burzę i - w odróżnieniu od jej pierwszej edycji - doprowadzić operację do końca. Świat ma wątpliwości i mówi: poczekajmy, dajmy raz jeszcze szansę inspektorom, niech sprawdzą. Stany na to: Saddam bawi się z nami w kotka i myszkę, najlepszy dowód, że nie chce wysłanników ONZ wpuścić do swoich ośmiu pałaców. Wyślemy naszych żołnierzy, już oni sprawdza co w nich jest.
W sobotę Irak oficjalnie zgodził się na kontrolę także w saddamowskich rezydencjach. Czy to oznacza, że - na razie - wojny nie będzie?
Trzy dni temu Kongres dał zielone światło Bushowi: może zniszczyć iracki reżim. Przed dwoma dniami dowództwa dwóch amerykańskich korpusów zaczęły przenosić się nad Zatokę Perską. Podobno w najbliższych dniach zapadnie decyzja czy w pokonanym Iraku (bo wynik starcia raczej nie może budzić wątpliwości) wprowadzona zostanie administracja okupacyjna. Sprawy zaszły daleko, za daleko. Amerykanie zbyt zaangażowali się w przekonywanie świata, ze Irak mu zagraża. Odwrót oznaczałby teraz dla nich utratę twarzy: szczególnie wśród państw arabskich, dla których byłby zwycięstwem Husajna. Nawet gdyby inspektorzy buszowali mu w sypialni.
I dlatego to będzie zła zima dla Wschodu. Być może nie tylko dla niego.
Na gorąco
Jan Raszeja
Wytwórni broni masowego rażenia szukano w Iraku długo - choć z długimi przerwami. Dotąd bezskutecznie, więc wniosek nasuwa się jeden: albo Husajn nie ma ich, albo skutecznie je ukrywa.