Nad polskim niebem - za 3,5 miliarda dolarów - latać będą amerykańskie F-16, znakomite samoloty bojowe, sprawdzone wielokrotnie w walce. Zanim jednak ogłoszono oficjalne wyniki przetargu, odezwał się Charles Dassault, obrażony szef koncernu produkującego samoloty Mirage 2000. Polacy jakoby koniunkturalnie wybrali samoloty amerykańskie - bo chcą być ściślej związani z USA. Nasz wybór jest więc bardziej podyktowany warunkami politycznymi, aniżeli obronnymi.
Tupet urażonych Francuzów jest jakby z innego świata. W biznesie i polityce liczą się przede wszystkim interesy i kto jak kto, ale Francuzi powinni wiedzieć o tym najlepiej. Zapewne niewielu jest specjalistów, potrafiących fachowo ocenić wartość bojową oferowanych nam samolotów, a przede wszystkim miliardowych inwestycji. Jednak większość wojskowych i polityków twierdzi zgodnie, że wybór F-16 to najlepsza decyzja, jaka mogliśmy podjąć. Przegrani producenci brytyjsko-szwedzkiego Gripena potrafili przyjąć porażkę z klasą, Francuzi czują się urażeni i węszą amerykański spisek.
Ale jeśli nawet jeśli przyjąć tezę Charlesa Dassaulta, że Polakom bliżej jest do Waszyngtonu niż do Paryża - to nic w tym złego. Przeciwnie: w ciągu ostatnich trzynastu lat aktywność i życzliwość dyplomacji amerykańskiej w Polsce (a także biznesu zza oceanu) jest znacznie bardziej widoczna od tradycyjnych jakoby sympatii francusko-polskich. Dlaczego więc mamy umierać za Mirage 2000?
Na gorąco
Jacek Deptuła
Kontrakt stulecia rozstrzygniety.