Po pierwsze dlatego, że jest rzeczowa i - co może nawet ważniejsze - przyjazna. Po drugie: rząd Leszka Millera w półtora roku zrobił więcej dla wzajemnych stosunków, aniżeli gabinet Jerzego Buzka podczas całej kadencji. Rozwiązano np. problem gazu, który mógł nas kosztować 5 mld dolarów i podpisano umowę o budowie drogi Kaliningrad - Elbląg. Bez histerii i politycznego garbu rozwiązano kwestię wiz dla Rosjan po naszym wejściu do Unii Europejskiej. Sfinalizowano rozmowy związane z zakończeniem budowy gazociągu jamalskiego, ba - wznowiono nawet współpracę wojskową. Tylko w ubiegłym roku nasz eksport do Rosji wzrósł o 30 procent! Coraz bardziej realne są, wprawdzie dla nas bardzo symboliczne, odszkodowania dla Sybiraków. To chyba przełomowy etap dobrosąsiedzkich stosunków od czasu rządów Tadeusza Mazowieckiego.
Chciałoby się powiedzieć - wreszcie, bo o Polsce jako "pomoście" między Zachodem a Euroazją mówili wszyscy premierzy RP. Ale niewiele robili.
To oczywiście przypadek, że w dwa dni po niewybrednych groźbach Jacquesa Chiraka pod adresem Polski, do Warszawy przyjechał Kasjanow. Ale chyba dobrze się stało. Im lepsze będą gospodarcze i polityczne stosunki z Rosją, tym więcej będziemy znaczyć w Unii Europejskiej. Z takiego pośrednictwa naprawdę da się żyć.
Na gorąco
Jacek Deptuła
Pierwsza, od wyborów parlamentarnych w 2001 roku, wizyta szefa rządu Rosji Michaiła Kasjanowa w Warszawie to niewątpliwy sukces polskiej dyplomacji.