Notowania rządu nigdy nie były tak złe. Wskaźniki poparcia dla SLD idą ostro w dół. Nic dziwnego. Podatki rosną, bezrobocie też, a obiecuje nam się jeszcze podwyższenie tych pierwszych. O obniżeniu bezrobocia już nikt nie mówi. SLD-owska "Trybuna" broni jak lwica Rywina, a jedynym sposobem na rozwiązanie problemów wsi okazało się wyrzucenie PSL z koalicji. Czemu zatem Miller proponuje, że będzie rządzić jeszcze dwa lata?
Według Millera skrócenie kadencji Sejmu jest możliwe poprzez podjęcie takiej decyzji przez 2/3 posłów. Jednakże przez grzeczność lub zapominalstwa nie wspomniał, że wg konstytucji prezydent może zarządzić wcześniejsze wybory również wtedy, jeśli Sejm nie uchwali na czas budżetu (art. 225), a musi, gdy Sejm uchwali wotum nieufności wobec rządu i jednocześnie nie wybierze nowego premiera (art. 155). Jednocześnie ze wszystkich scenariuszy rządów mniejszościowych wynika, że zawsze najtrudniejszym momentem jest dla nich uchwalenie budżetu. Żadna partia opozycyjna nie chce głosować wtedy za. O wiele łatwiej można bowiem mówić, że wydatki są za niskie, a podatki za wysokie.
Dlaczego Miller mówi o skróceniu kadencji Sejmu o pół roku (zamiast jesienią to wiosną 2005 roku)? Nie chodzi mu o oszczędności. Gdyby wybory odbywały się jesienią, to mogłyby odbyć się wspólnie z prezydenckimi. O wiele ważniejsze dla niego jest raczej mówienie wszystkim, że taka data jest najlepsza na świecie i wszyscy powinni się do niej dostosować. Chodzi zatem o wytworzenie przekonania o braku alternatywy tego rozwiązania.
Dawniej nazywało się to manipulacją, teraz zaś wygląda na delikatnie wyrażone błaganie (choć w stylu typowym dla Millera) o pozwolenie na jak najdłuższe rządzenie.
Na gorąco
Roman Bäcker
Leszek Miller zaapelował o skrócenie kadencji Sejmu do wiosny 2005 roku. Żartuje sobie?