Czy "militarna akcja" w Iraku jest agresją, czy tylko "operacją" - nie wiedzieć czemu nazywaną wojną? Czy Stanom Zjednoczonym tak naprawdę chodzi o demokrację w świecie arabskim, o ropę, a może o znaczące wsparcie Izraela? Czy Saddam Husajn zagraża światu, czy też globalnym zagrożeniem mogą być konsekwencje amerykańskiej inwazji na Irak? Gdzie jest prawda?
Nie wiem. Ale zazdroszczę prezydentowi Aleksandrowi Kwaśniewskiemu i Leszkowi Millerowi tak nieskomplikowanego poglądu na bliskowschodnią wojnę. Do mnie, niestety, jakoś nie docierają prezydenckie argumenty. "To tak, jak używanie silnego leku wobec chorego" - powiedział Aleksander Kwaśniewski o interwencji w Iraku. Problem w tym, że ów lek w ogromnej części zaszkodzi tysiącom zdrowych ludzi. Bo naprawdę chorzy najczęściej radzą sobie sami .
Fałszywie brzmią prezydenckie zapewnienia, że Irak zostanie zniszczony po to, by go później odbudować i demokratyzować, ale - Broń Boże - "nie okupować". Bo słowo "okupacja" wedle prezydenta RP jest nie na miejscu. Co najwyżej chodzi o "obecność sił zbrojnych, które będą gwarantem spokoju i rozwoju".
Cóż, operacja się więc udaje, silne leki zaczynają działać. Ale pacjenci umierają nie doczekawszy "spokoju i rozwoju".
Na gorąco
Jacek Deptuła
Stara prawda głosi, że pierwszą ofiarą wojen jest zawsze prawda.