- Trzeba ograniczyć wcześniejsze emerytury. Nie ma żadnych powodów, dla których mieliby z nich korzystać wszyscy kolejarze, łącznie z kasjerkami na dworcu, nauczyciele i wiele innych zawodów - w ten deseń mówił Michał Boni, minister pracy. Wczoraj? Nie, w 1991 roku, przy okazji przygotowywania wielkiej operacji rewaloryzacji emerytur. Akurat przeglądam stare roczniki "Pomorskiej" i dziwnie znajomo czytało mi się te teksty. I co? Jesteśmy o 17 lat starsi (chyba również mądrzejsi), a ile posunęliśmy się w sprawie wcześniejszych emerytur? Jeszcze nie doszliśmy do pomostowych, a już zbliżamy się i do "przejściowych" .
Koalicja - wygląda na to - ugięła się pod żądaniami nauczycieli. Minister pracy Jolanta Fedak nieoczekiwanie zaproponowała zachowanie do 2032 roku prawa nauczycieli do wcześniejszej emerytury. Z tym, że musieliby prócz stażu mieć ukończone 55 lat. Choć zaproponowała to minister, nie jest to bynajmniej projekt rządowy. Zgłoszą go posłowie.
"Przejściowe" emerytury miałyby trwać 23 lata. Nic w tej sprawie nie jest przesądzone i - być może - ostateczna wersja będzie inna.
A raczej jest pewne, że w ogóle będzie, choć przez kilka godzin PO miało problemy: jest za czy przeciw? Zbigniew Chlebowski najpierw był kategorycznie przeciw, by kilka godzin później powiedzieć, że taki projekt jest potrzebny. Premier Tusk (na razie, z zagranicy) potraktował propozycję minister pracy jako nieporozumienie. Jak wróci, pewnie zmieni zdanie.
Tylko patrzeć, jak zachęceni takim przykładem w ślady nauczycieli pójdą kolejarze, który już na niektórych węzłach kolejowych zatrzymują pociągi. Teraz już mają dowód, że nie ma co iść na ustępstwa. W końcu się swoje osiągnie.