Każda przesada jest zła i byłaby także niedobra w odniesieniu do ministra oraz wiceministrów od zdrowia naszego codziennego: musza mieć samochody służbowe, choćby po to aby podróżować do umierających na zadłużenie szpitali aby tłumaczyć, że resortowi nic do ich agonii.
Jednak - mimo tolerancyjnego stosunku wobec kwestii motoryzowania się rządzących - myślę, że oto minister Łapiński przegiął. Bo jeśli czytam, że w przeciągu kilku miesięcy jego ministerstwo kupiło trzy luksusowe wozy za - w sumie - 800 tysięcy, bo "musimy odpowiednio wyglądać", to oczom przecieram, bo im nie wierzę.
Jak wygląda koń - każdy wie. Jak wyglądają urzędnicy ministerstwa zdrowia - wie każdy. A ich wygląd w najmniejszym stopniu nie zależy czym jeżdżą. W największym - od tego co robią i jak to im wychodzi. Tak się składa, że wychodzi im nieszczególnie - choćby ostatnio z lekami za złotówkę.
Pewnie, że te 800 tysięcy nie zbawią biednej służby zdrowia; niczego nie zmienią w jej ponurej sytuacji. Więc to nie jest kwestia rachunku ekonomicznego; nie jego przede wszystkim. To problem podręcznikowego braku wyczucia tego co ludzie myślą i mówią oraz niedostatku elementarnej przyzwoitości jaką winni wykazywać się rządzący wobec rządzonych.
Nie jeden minister Łapiński sieje wiatr. Nie on jeden będzie zbierał burzę.
