Wczoraj dworowałem sobie z psujących się nagminnie polskich samolotów F-16 i wątpiłem, czy w bydgoskich Wojskowych Zakładach Lotniczych nr 2 powstanie największa w Europie baza serwisowa tych samolotów.
W odpowiedzi "Pomorska" otrzymała zaproszenie na uroczyste podpisanie - za tydzień - umowy o współpracy między WZL nr 2 a producentem F-16 Lockheed Martin Corp. To rzeczywiście może cieszyć. W Bydgoszczy ruszy również praca - jak napisano - "biura planowania wsparcia eksploatacji F-16". Sądząc z dosyć enigmatycznej nazwy będzie to polsko-amerykański zespół przygotowujący bydgoskie zakłady do napraw "Jastrzębi". Jeśli rzeczywiście tak się stanie - wypada tylko pogratulować bydgoskim menadżerom i lobbystom. Ale zalecam dużą ostrożność - stare amerykańskie porzekadło mówi, że są ludzie i firmy, od których nigdy nie należy kupować używanych samochodów...
Tak czy inaczej zastrzyk zaawansowanej amerykańskiej technologii może poprawi trochę wizerunek polskich inżynierów. Przeżyłem bowiem szok czytając niedawno, że Polska w ubiegłym roku opatentowała 108 wynalazków w świecie, natomiast Niemcy - 180 tysięcy! To pokazuje na jakim etapie rozwoju technologicznego jesteśmy na początku XXI wieku.
Nie znaczy to wcale, że wycofuję się z wczorajszej oceny stanu technicznego kupionych przez Polskę nowych F-16. Okazuje się, w "Jastrzębiach" tylko w ubiegłym roku ponad 1700 usterek, w większości drobnych. Ale 170 z nich groziło poważnymi konsekwencjami. Zaskakuje to tym bardziej, że przecież to nowe samoloty i bynajmniej nie z jakiejś eksperymentalnej serii, która usprawiedliwiałaby tyle wad.
