Fakt, to Amerykanie kupę lat obchodzą je najhuczniej. U nas walentynkowy szał jest stosunkowo młody. Ale już starożytni Rzymianie 14 lutego czcili Junonę - rzymską boginię miłosnych doznań i Fauna - boga przyrody. W V wieku to pogańskie święto „przechwycił” papież Gelazy I i ustanowił je liturgicznym na cześć św. Walentego. Warto też wspomnieć, że relikwie patrona zakochanych przechowywane są właśnie w naszym regionie, a konkretnie w chełmińskim kościele farnym. Chełmno dorobiło się nawet łatki miasta zakochanych. Tyle historii.
Wracając do teraźniejszego świętowania. Jego przeciwnicy opluwają walentynki za wszechobecną komercję. A zwolennicy wykupują miłosne gadżety made in China, które już od kilku tygodni zalegają na sklepowych półkach i zamawiają stolik w restauracji na walentynkową kolację. Wyznam szczerzę, że należę do tego drugiego teamu. Dlaczego? Bo w tym codziennym pędzie warto się na chwilę zatrzymać i przypomnieć sobie, po co ma się tę drugą połówkę. No właśnie, po co? Już wyjaśniam.
Przede wszystkim jest się do kogo przytulić. A to bardzo ważne. Bo przytulas pomaga nam się uspokoić i odprężyć, obniża ciśnienie krwi, puls, a w razie choroby przyśpiesza proces powrotu do zdrowia. Dotyk działa antystresowo, powoduje wydzielanie endorfin, które korzystnie wpływają na samopoczucie, zmniejszając uczucie lęku. I proszę nie myśleć, że wyssałam to sobie z palca. To naukowo udowodnione, a informacje o tym znalazłam w poważnym serwisie internetowym NFZ pod wymownym tytułem „Przytul się na zdrowie”.
Ale zaraz, zaraz, chwila! - ktoś może zaprotestować. - Przecież przytulić się można też do przyjaciółki, kolegi z pracy, sąsiadki... Tak, ale dla takich malkontentów życia we dwoje mam jeszcze jeden, myślę niepodważalny i bardziej przyziemny argument: miłość nam się opłaca. I to dosłownie. Na potwierdzenie tego mam kolejne, konkretne dowody: dane GUS z ostatniego Narodowego Spisu Powszechnego. Jasno wynika z nich, że jedynie 18 proc singli uznaje swoją sytuację materialną za „bardzo dobrą”, podczas gdy wśród par odsetek ten wynosi 29 procent. Aż 34 proc. singli przyznaje, że ma trudności z zaspokojeniem podstawowych potrzeb, wśród par jest to 21 proc. I nic dziwnego, bo koszty utrzymania gospodarstwa domowego rozkładają się na dwóch, są wspólne zakupy i dzielenie się rachunkami.
Cóż, trzeba też uczciwie sobie powiedzieć, że życie we dwoje nie zawsze jest sielanką. Czasami kłócimy się aż talerze lecą, a nawet mamy tej drugiej połówki najzwyczajniej w świecie dość. Bywa, że to jak fajnie jest we dwoje, uświadamiamy sobie dopiero wówczas, gdy tej drugiej osoby zabraknie...
Więc kochajmy się! Nie tylko do święta.
