Na tę "wiosnę" sprzed 20 laty czekały miliony Polaków. Czekali ci, którzy pamiętali międzywojenną Rzeczypospolitą, wolną i niepodległą. I ci, którzy o taką Polskę walczyli od pierwszych godzin II wojny światowej. Także ci, którzy nie chcieli pogodzić się z utratą suwerenności po 1945 r. Czekali również urodzeni w PRL-u. W kraju częściowo niepodległym, z obcymi wojskami, cenzurą, dyktaturą proletariatu... W kraju wstrząsanym krwawo tłumionymi protestami, którego najnowsze dzieje znaczą "polskie miesiące" i krzyże na ulicach wielkich miast.
Iskra wolności, która zapłonęła w sierpniu 1980 r. została brutalnie stłumiona 13 grudnia 1981 r. Zasługą tysięcy bezimiennych ludzi, nie tylko spod znaku Solidarności, którzy nie dali się zastraszyć w stanie wojennym i później jest to, że podtrzymywali w narodzie ducha sprzeciwu wobec komunistycznego reżimu.
Czego Polacy naprawdę chcą, rządzący przez 45 lat towarzysze dowiedzieli się 4 czerwca. Wielkie zwycięstwo obozu Solidarności było tym, co historycy nazywają "polską bezkrwawą rewolucją" lub "pokojowym przejęciem władzy".
To od nas wyszedł sygnał, że można burzyć berliński mur, że wolno obalać pojałtański porządek. Pamiętajmy o tym, prostujmy tych, którzy z niewiedzy lub innych "szczególnych powodów" mówią inaczej...
I jeszcze jedno. Nie byłoby 4 czerwca bez... 2 czerwca 1979 r. A właściwie bez 16 października 1978 r., kiedy to skromny biskup z dalekiego kraju został następcą św. Piotra i biskupem Rzymu.