1 września 2024 roku, obchodzimy 85. rocznicę wybuchu II wojny światowej. Dla nas to odległa historia. Ale dla ówczesnych Polaków był to ogromny wstrząs. W jednej chwili świat zmienił swoje oblicze.
Irena Parczyńska II wojnę światową spędziła w Grudziądzu
Być może nie od razu 1 września 1939 r., ale najpewniej w pierwszych dniach II wojny światowej, mieszkająca pod Grudziądzem 15-letnia Irena Parczyńska chwyciła za pióro z czerwonym atramentem i zeszyt...
Irena miała wtedy 15 lat. Zaledwie rok wcześniej - w czerwcu 1938 r. - ukończyła czterooddziałową, jednoklasową szkołę powszechną w Grabowcu pod Grudziądzem. Na świadectwie otrzymała ocenę "dobry". W swoim zeszycie pisała ładnym, czytelnym charakterem pisma. Niemal bez błędów.

Wybuch wojny zastał Irenę, w jednej z podgrudziądzkich wsi. Nie mamy pewności, w której. Jednak cały okres II wojny światowej rodzina - same kobiety - przetrwała Grudziądzu.
Zapiski Ireny Parczyńskiej to wspomnienia, notatki, czasem wiersze, spisane ręką dziewczyny, która w 1939 roku miała zaledwie 15, a gdy wojna się zakończyła 20 lat.
Niektóre z notatek, szczególnie te z końca wojny, okresu ukrywania się w piwnicach, przed ewakuacją, a później przed "wyzwolicielami", były spisywane w nocy, gdy było spokojniej pomiędzy atakami i nalotami na Grudziądz.
Po wojnie Irena - za pracą, jak wielu młodych wówczas ludzi - wybrała się na tzw. ziemie odzyskane. Znalazła się na Śląsku, gdzie poznała Zygmunta Zalewskiego z Poznania. "Ira" i "Zyga", pobrali się. Jeszcze na Śląsku urodziło się im dwoje dzieci.

W latach pięćdziesiątych rodzina zamieszkała w Grudziądzu. I powiększyła się o kolejną trójkę pociech. Część potomków Ireny i Zygmunta nadal mieszka w Grudziądzu.
Rodzina: - Te zapiski to nasz skarb, świętość
- To zapiski skreślone ręką nastolatki. Często bardzo emocjonalne. Myślę, że są ciekawym dokumentem pokazującym jak młoda dziewczyna - a pewnie też jej rówieśnicy, całe pokolenie - przeżywali okres wojny - mówi Jerzy Zalewski. Jest najstarszym synem Ireny i Zygmunta. Choć urodził się na Śląsku, to w Grudziądzu, w 1968 roku, ukończył technikum mechaniczne. Studiował na Politechnice Gdańskiej, a później do Grudziądza już nie wrócił. Zamieszkał w Poznaniu, a obecnie - już jako emeryt - mieszka w jednej z pobliskich gmin.
- Zapiski mamy w naszym domu były od zawsze. Schowane w szafie wśród innych rzeczy, które były dla rodziców cenne. Oczywiście, my z rodzeństwem, jako "smarkacze", chętnie sprawdzaliśmy, co rodzice tam mają. A najbardziej interesował nas ten zeszyt z zapiskami sporządzonymi czerwonym atramentem - wspomina Jerzy Zalewski.
Niestety, na niektórych stronach w zeszycie pociechy odcisnęły trwałe piętno swojego zainteresowania. Część kartek jest luźnych, na innych pojawiły "chaotyczne mazgaje" skreślone dziecięcą ręką.
- Później zapiski te miała moja siostra. Trzy czy cztery lata temu przekazała mi je, wiedząc, że się nimi zajmę. I tak na emeryturze zacząłem te notatki segregować, opisywać... - opowiada Jerzy Zalewski.
W tym roku przypadała 100. rocznica urodzin Ireny (urodziła się 23 kwietnia 1924 r. w Aleksandrii Niedziałowskiej k. Chełma Lubelskiego). Piękna okazja, aby przypomnieć jej osobę i wspomnienia.
- Dla mnie i rodzeństwa, wszyscy jesteśmy już w wieku senioralnym, te zapiski to świętość - mówi Jerzy Zalewski. - Ale to nie tylko historia mojej matki. Jest to kawałek historii całego pokolenia moich rodziców. Pokolenia, które dojrzewało w okresie wojny i przez wojnę straciło wiele szans, chociażby na to, aby zdobyć dobre wykształcenie. Myślę, że warto pokazać je światu.
Wrzesień 1939. Irena Parczyńska notowała: "Nagle ciszę poranną przerwał groźny gwizd kul"
Notatki 15-latki mieszkającej pod Grudziądzem rozpoczyna krótkie wprowadzenie.
Był właśnie rok 1939 i minęło niespełna 21 lat od ukończenia wojny światowej, a tu już znowu nowa groźba wojny zawisła w powietrzu. Wieść ta krążyła po krajach prawie całej Europy, jak widmo łaknące krwi ludzkiej, aż stanęła u progu naszej kochanej Ojczyzny... i jej wroga. Od dłuższego już czasu napełniały się koszary siłą zbrojnych czekających na hasło do walki. W chatach opuszczonych przez mężów i synów nie można było nic zauważyć, tylko płacz i narzekania pozostałych mieszkańców. Ale to nic nie pomogło. Obowiązek Ojczyny jest silniejszy i wszystko przezwycięży.
Część I.
Poranek był piękny i spokojny. Niebo zapowiadało piękną pogodę, a śpiew ptaków unosił się w powietrzu jak gdyby chór aniołów unoszących się ku niebu. Mieszkańcy chat pogrążeni we śnie nie przeczuwali jak wielkie nieszczęście zawisło nad ich głowami. Tylko gdzieś nie gdzieś słychać było ujadanie lub wycie psa, który pewnie przeczuwał coś złego.
Nagle ciszę poranną przerwał groźny gwizd kul pochodzących od nieprzyjaciela. Z początku słychać było tylko pojedyncze wystrzały, lecz stopniowo zmieniały się w huk armat.
Niektórzy z mieszkańców obudzeni ze snu sądzili że nadchodzi burza. Spoglądając na niebo niezaciemnione żadną chmurką, która by burzę zapowiadała, dowiedzieli się strasznej prawdy, która im krew w żyłach zacięła. Więc powstał wielki popłoch. Ludzie chodzili jak obłąkani nie wiedząc co czynić. Jedni kryli się do schronów, w których czekała ich śmierć niechybna. Wielu jeszcze innych pakowali swe najpotrzebniejsze rzeczy i uchodzili.
Jedni obrali swą drogę ratunku w stronę Warszawy, drudzy w stronę Częstochowy, a niektórzy nie wiedzieli gdzie ich oczy niosą.
To pierwsza część notatek Ireny Parczyńskiej, będziemy do nich wracali na naszych łamach.
