Staram się ostrożnie podchodzić do newsów dotyczących ekologii, jeśli te nie wnoszą niczego więcej niż podkręcanie gałki z histerią. Ale tu mamy do czynienia z solidnymi naukowcami i wynikami, które trudno kwestionować. Chodzi o deszczówkę. Według naukowców z Uniwersytetu Sztokholmskiego woda deszczowa „powinna być dosłownie wszędzie uznana za niebezpieczną do picia”. „Wszędzie” oznacza, że również na biegunach, w Himalajach i na Ziemi Ognistej.
O co chodzi? Chodzi o PFAS – chemiczne świństwo zawierające wiązania węgiel-fluor. Ponieważ jest to jedno z najsilniejszych wiązań, rakotwórcze chemikalia, które je zawierają wyjątkowo trudno rozkładają się po przedostaniu się do środowiska. A jednocześnie ów trujący koktajl z łatwością przemieszcza się w środowisku, pokonując znaczne odległości. Wędruje w chmurach i spada w formie deszczu powodując skażenie nie tylko roślin, ale i wód gruntowych. PFAS dołącza tam mikroplastik, który również wykrywany jest już nawet w wodach Arktyki.
No dobrze, ale skąd ten PFAS? Jeśli myślicie, że z płonących wysypisk, jesteście w błędzie (tam uwalniają się inne toksyny). Głównymi winowajcami są przemysł lotniczy, obronny i motoryzacyjny. Na ławie oskarżonych znajdziemy też materiały do kontaktu z żywnością, tekstylia, skóra i odzież, produkty budowlane i gospodarstwa domowego, elektronikę, artykuły wykorzystywane przez straż pożarną i wyroby medyczne.
Co można zrobić z tym rakotwórczym paskudztwem? No więc niewiele można, bo koszty odkażania tego, co spłynęło już do gleby byłyby kosmiczne.
Gdy czyta się takie informacje, chciałoby się rzucić wszystko i zaszyć się w Bieszczadach z własną baraniną i marchewką z grządki. Problem w tym, że rakotwórczy deszczyk odnajdzie nas również w Bieszczadach.
Większość z nas ma to poczucie, że ten gigantyczny rozwój świata, którym na krótko się zachłysnęliśmy okazał się jednak krokiem w złą stronę. Wszystko zadziało się za szybko, żebyśmy poukładali sobie w głowach co nam służy, a co nie. Zachłysnęliśmy się i teraz czas na odkrztuszenie. Ale łatwo nie będzie, i nie będzie bezboleśnie. Czy wskutek demokratycznej decyzji jesteśmy w stanie zamknąć epokę jednorazowych gadżetów i tanich uciech, które rujnują świat? Tak może się stać, ale niestety chyba dopiero wówczas, gdy zaboli znacznie bardziej niż dziś.
