Może wiedział, że w stanie wojennym jedliśmy wszystko, co rzadko rzucali na puste haki, a na dodatek Zachód podsyłał nam najróżniejsze produkty spożywcze. I bywało, że wcinaliśmy żarcie dla zwierzaków. Teraz stare szwedzkie mięso zostało przerobione i trafiło do szkolnych i przedszkolnych stołówek oraz do handlu detalicznego. A czy to coś nowego? Jemy wędliny, w których jest raptem kilka procent mięsa, szynki pełne wody czy wyroby seropodobne. I żyjemy.
Poseł woła, że winnych trzeba przykładnie ukarać, a przepisy transportowe źle działają w Unii Europejskiej. Najlepszą karą dla cwaniaków, którzy to sprowadzili, byłaby konsumpcja "świeżego" mięsa w puszkach. A i Szwedom trzeba się odgryźć, nie tylko za potop. Czy w naszych magazynach nie zalegają jakieś bardzo zakurzone i napuchnięte puszki? A wysłać im to z bratnim pozdrowieniem i niech sami sprawdzą, jak to smakuje.
Sprawy nie wykryli wcale politycy PSL, służby celne, weterynaryjne czy handlowe, a dziennikarze.
Po raz kolejny pytam, to od czego są służby?