POLSKI CUKIER TORUŃ - ASSECO GDYNIA 79:83 (23:14, 15:27, 16:25, 25:17)
POLSKI CUKIER: Gibson 22 (1), Kornijenko 7, 13 zb., Michalak 3 (1), Wiśniewski 13 (1), 8 as., Milosević 7 oraz Cummings 18 (4), Sulima 6, Perka 2, Michalski 1, Bochno 0.
ASSECO: Hickey 25 (1), 5 as., Matczak 17 (3), Żołnierewicz 8, Frasunkiewicz 11 (3), Parzeński 6 oraz Szczotka 10, Kowalczyk 4, Kaplanović 2.
Polski Cukier w trzech poprzednich meczach zdobywał średnio prawie 90 punktów. Tym razem miał zmierzyć się nie tylko z jedną z najmłodszych ekip w lidze, ale i jedną z najlepiej broniących. Torunianie dobrze pamiętali lanie od Asseco w jednym ze sparingów i zaczęli mecz bardzo skoncentrowani.
Wysokie prowadzenie (10:2) uśpiło gospodarzy, a gdynianie szybko się pozbierali. Przede wszystkim mocno pilnowali Danny’ego Gibsona, ale z czasem wszystkim torunianom grało się trudniej pod presją. Mecz stawał się coraz twardszy, co pasowało gościom. W 13 min. Filip Matczak popisał się akcją 3+1, z dystansu dołożył Frasunkiewicz i było już tylko 25:23. Przestały wpadać rzuty z dystansu, niewiele tym razem wnieśli do gry zmiennicy. Skuteczność Polskiego Cukru do przerwy spadła do 46 proc.
Po przerwie było już tylko gorzej. Torunianie popełniali mnóstwo prostych błędów: podawali piłkę w ręce rywali, zostawiali Frasunkiewicza samego na dystansie, prezentowali rywalom skuteczne akcje z faulem. Wszyscy wyglądali, jakby dopiero wstali z łóżka. Trener Jacek Winnicki jedynie bezradnie mógł rozkładać ręce.
- Nie było w naszej grze agresji i zespołowości z poprzedniego meczu. Ostrzegałem przed Asseco, a wszyscy byli jeszcze myślami przy zwycięstwie z Czarnymi - podsumował później szkoleniowiec.
W 34. minucie przewaga Asseco wynosiła już 9 pkt (46:55), a potem jeszcze więcej. Gospodarzy przy życiu trzymały się cztery „trójki” Cummingsa. Torunianie walczyli do końca. W 38. minucie w beznadziejnej sytuacji z dystansu przymierzył Wiśniewski i było 71:76, ale potem nie trafili trzech kolejnych rzutów z daleka, za to Hickey prawie się nie mylił z półdystansu.
Tane Spasev, trener Asseco: - Przyjechaliśmy po porażce z Rosą u siebie i w dodatku źle zagraliśmy w 1. kwarcie, ale potem moi młodzi graczy potrafili dobrze zareagować. Jestem z tego zadwoolony, tym bardziej, że w ostatnich 14 dniach rozegraliśmy pięć spotkań i zawodnicy mogli być zmęczeni. To dla nas duży sukces, że pokonaliśmy zespół z takim potencjałem.