
Hanka Sowińska
- Czy czuje się pani odpowiedzialna za błędy w ustawie refundacyjnej? - pytali wczoraj dziennikarze marszałek Kopacz, autorkę bubla prawnego, który w ocenie jej następcy jest "konstytucją polityki lekowej". Niestety, odpowiedzi się nie doczekali.
Uwaga! Apteki w regionie będą zamknięte - protest trwa
Niepozbyci żurnaliści chcieli też wiedzieć, czy będzie głosować za czy przeciw noweli ustawy refundacyjnej.
- Zagłosuję zgodnie z własnym sumieniem - skwitowała pani marszałek.
Sumienie pani Kopacz, w czasie gdy była ministrem zdrowia, nakazywało jej wysmażyć, a następnie przyklepać coś, z czego zapewne śmieje się cała cywilizowana Europa. I to "coś", co w opinii premiera Donalda Tuska, ma pacjentów bronić przed potężnymi koncernami farmaceutycznymi.
Tymczasem zapisy ustawy refundacyjnej dyskredytują tych, którzy się pod nią podpisali. I nie chodzi tylko o to, że lekarze i aptekarze mają być karani za źle wypisaną i zrealizowaną receptą. Od 1 stycznia, czyli od dnia, kiedy ustawa - a wraz z nią nowa lista leków refundowanych weszła w życie, dowiadujemy się, że reforma pani Kopacz pozbawiła ciężko chorych jedynego leku.
Pytam: - Jak to możliwe, skoro z ust b. minister zdrowia nie schodziło zapewnienie, że "robimy reformę dla DOBRA PACJENTÓW!!!"
Zagadką - do dnia głosowania - pozostanie "sumienie" obecnej marszałek Sejmu. Poparcie zmian, np. w art. 48 (chodzi o to, by lekarze nie byli karani za niewłaściwie wystawione recepty) oznacza przyznanie racji medykom. I przyznanie się do błędu.
Zwykłemu śmiertelnikowi - gdy zdarzy mu się uczynić komuś krzywdę -sumienie nakazuje przeprosić.
Politykowi już nie.
Czytaj e-wydanie »