Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Skorumpowani policjanci przed sądem

(Łukasz Fijałkowski)
Toruńscy policjanci mieli sprzedawać laweciarzom informacje o wypadkach. Wynikała z tego obopólna korzyść.
Toruńscy policjanci mieli sprzedawać laweciarzom informacje o wypadkach. Wynikała z tego obopólna korzyść. Fot. Archiwum
Ruszył proces przeciwko toruńskim policjantom, którzy mieli przyjmować łapówki od właścicieli firm holowniczych w zamian za informacje o stłuczkach.

Przed Sądem Okręgowym stanęli Zdzisław S., Maciej K., Mirosław G., Marek K., Marcin W. i Eugeniusz Sz. Zdaniem oskarżycieli, funkcjonariusze z toruńskiej komendy mieli zarobić "na boku" blisko 30 tys. Wszystko za sprawą bliskiej współpracy z laweciarzami.

Układ był prosty
Mundurowi dzwonili do właścicieli holowników i informowali o kolizjach lub wypadkach na drogach. Najwięcej, bo aż 21 tys., miał zarobić oficer dyżurny Zdzisław S.

Nikt z oskarżonych policjantów nie pracuje dziś w mundurze. Część jest na emeryturze, a część została zawieszona w czynnościach służbowych. Do czasu zakończenia procesu, będą otrzymywać zaledwie połowę miesięcznej pensji. Jeśli zostaną skazani, stracą pracę w policji.

Tajne są nawet zarzuty
Sprawa długo nie mogła się rozpocząć w toruńskim sądzie. Poprzedni, październikowy termin, został odroczony. Powodem była nieobecność jednego z obrońców oskarżonych. We wtorek sędzia Maciej Michałowski otworzył przewód sądowy, ale uznał, że proces nie będzie jawny. Nie pozwolił nawet na odczytanie zarzutów prokuratora w obecności dziennikarzy. Dlaczego? - Większość materiałów dowodowych w tej sprawie jest niejawna - uzasadnił sędzia Michałowski. - Istotny jest też interes państwa. W ten sposób akt oskarżenia został odczytany za zamkniętymi drzwiami.

Wszyscy od dawna wiedzieli
Proceder przekazywania informacji między policjantami a laweciarzami znany był na długo zanim postawiono zarzuty mundurowym. Mimo to środowisko policjantów zawsze odpierało takie zarzuty. Rzecznicy zapewniali, że toruńska policja z nikim nie umawia się na holowanie pojazdów. Trudno jednak było nie dopatrzyć się układów. Doszło nawet do tego, że niektórzy laweciarze dyskutowali o przestępczej działalności jednej z toruńskich firm holowniczych.

- Ktoś ich musiał informować - mówią nam anonimowo. - To niemożliwe, by byli na miejscu szybciej, niż policja. Wszyscy są dobrymi znajomi. Mają kontakty.
Oskarżonym policjantom może grozić nawet do 10 lat więzienia.
Postanowienie sądu, dotyczące wyłączenia jawności rozprawy, jest oczywiście zrozumiałe. Kuriozalna wydaje się jednak decyzja dotycząca odczytania aktu oskarżenia za zamkniętymi drzwiami. Nawet w przypadku tak ciężkich zbrodni jak zabójstwo, zarzuty są jawne. W przypadku toruńskiego procesu jawność ma szczególne znaczenie. Na ławie oskarżonych zasiadają bowiem policjanci, czyli ci, którzy szczególnie powinni dbać o przestrzeganie prawa.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska