Dramat rozgrywa się w jednej z kamienic w Śródmieściu. Dzisiaj po południu znaleziono zwłoki 62-letniego mężczyzny. Natknęła się na nie żona tego człowieka.
- Byliśmy małżeństwem od 1981 roku, ale krótko mieszkaliśmy razem - opowiada kobieta. - On tutaj mieszkał od dzieciństwa. Najpierw na trzecim piętrze. Potem, gdy zadłużył i zniszczył mieszkanie, musiał opuścić lokal.
Właścicielka chciała go eksmitować, ale mężczyzna uprosił ją by nie wyrzucała go z mieszkania. Satanęło na tym, że kobieta przeprowadziła remont mieszkania zajmowanego przez pana Janusza i wynajęła lokum nowym lokatorom, a pan Janusz trafił do piwnicy. O tego czasu to ono było jego mieszkaniem.
Czytaj: Pan Janusz jest więźniem w swojej piwnicy!
- Już wtedy nie mieszkaliśmy razem, chociaż małżeństwem nadal byliśmy. Pomagałam mu, przychodziłam do niego - mówi kobieta ze łzami w oczach. - Na początku często, potem rzadziej, ale jednak przychodziłam.
Przed godziną 14 znowu do niego przyszła. - Dwa miesiące się nie odzywał, a umówiliśmy się, że pomogę mu załatwić opał na zimę. Czekałam, czekałam i się nie doczekałam, więc sama poszłam do niego - dodaje moja rozmówczyni.
Kobieta relacjonuje: - Weszłam do piwnicy Janusza i zobaczyłam ciało na ziemi. To był on, mój mąż. Po piwnicy biegały szczury. Raz, dwa pouciekały, ale piski było słychać.
Sąsiedzi mówią, że to szczury zaatakowały i zagryzły mężczyznę. Niewykluczone, że 62-latek zmarł i wtedy gryzonie zaczęły go gryźć. - Miał wygryzione nawet oczy - sąsiedzi są w szoku. - Nie musiało dojść do tej tragedii. Ktoś jest winny śmierci tego pana. I to nie są szczury, tylko ludzie.
Więcej o sprawie czytaj w sobotnim wydaniu "Gazety Pomorskiej"