Legia Warszawa - Arriva Polski Cukier Toruń 82:77 (20:25, 22:16, 19:19, 21:17)
Legia: McGusty 20 (2), Evans 12 (2), Silins 10 (1), Jones 5, Kolenda 5 oraz Pluta 13 (3), Vucić 11, 14 zb., Grudziński 6 (1), Wilczek 0.
Arriva Polski Cukier: Ertel 20 (4), Tomaszewski 11 (1), Abu 8, 8 zb., Gaddefors 6, 7 as., Diduszko 4 oraz Myles 13 (3), Wilczek 11 (1), Benson 4, 9 zb., Grochowski 0.
Trener Srdjan Subotić ma już do dyspozycji cały skład z wyjątkiem kontuzjowanego Aljza Kunca, który wróci do gry pod koniec grudnia. To oznacza, że jeden z obcokrajowców musiał oglądał mecz spoza kadry meczowej i tym razem był to Dmitrij Ryuny. Po drugiej stronie sporo znajomych: trener Ivica Skelin, dyrektor sportowy Aaron Cel, a w składzie Legii Mate Vucić.
Torunianie zaczęli świetnie, od prowadzenia 9:2, a większość punktów zdobył w tym czasie Michael Ertel. Zespołowa koszykówka Twardych Pierników przynosiła kolejne punkty i dość bezpieczną przewagę, zmuszając trenera Skelina do przerwy już w połowie 1. kwarty. Wszystko układało się nieźle do 13. minuty. Wtedy jednak Mate Vucić dwa razy ograł pod koszem Barretta Bensona i Legia wyrównała.
Gospodarze byli coraz skuteczniejsi, zwłaszcza duet McGusty - Evans, a torunianie mieli większe problemy z budowaniem swoich akcji. Prowadzenie zmieniało się kilka razy, do przerwy Legia była lepszy o punkt.
W drugiej połowie to Arriva Polski Cukier przejęła znowu inicjatywę na parkiecie, choć przewaga nie była jakaś znacząca (49:54 w połowie 3. kwarty). Był jednak cały czas problem z Vuciciem, który zbierał piłki w ataku i dobijał spod kosza. W 29. minucie Myles zmarnował prostą akcję na +6, w odpowiedzi McGusty trafił za 3 i w kontrze i nagle to znowu Legia prowadziła, a tuż przed przerwą Abu i Benson zmarnowali jeszcze cztery kolejne rzuty wolne.
Na początku ostatniej kwarty Legia zaczęła budować swoją najwyższą przewagę, wykorzystując złe akcje Ertela i Mylesa, z dystansu trafiali odpowiadali Pluta i McGusty, było już 71:63 w 33. minucie. Torunianie wybronili kilka kolejnych akcji, a w ataku grali zbyt szybko i nerwowo.
Obie drużyny bardzo się męczyły w ataku i impas przełamał dopiero w 37. minucie Evans od razu akcją 2+1. Kluczowy moment meczu to końcówka 39. minuty: najpierw Ertel przestrzelił z czystej pozycji z dystansu, a w kolejnej akcji Pluta trafił za 3 nad rękami Bensona (77:69).