Czasy wypłaty pensji gotówką w firmowej kasie to już średniowiecze. Dziś w ułamku sekundy nasze zarobione pieniądze lądują w bankach. Od tego momentu ten na nich zarabia.
Najpierw łupie nas za utrzymanie konta, później dowala dziesiątki prowizji za to, że nasze pieniądze na nich pracują. Ale żeby je odzyskać na przykład z bankomatu... znów trzeba płacić haracz. Albo firmie prowadzącej sieć bankomafiosów, albo samemu bankowi. W moim WZ WBK, aby się dowiedzieć z ekranu bankomatu ile mam pieniędzy - biorą aż 5 złotych! Moje pieniądze, mój bank, mój bankomat, a ich zysk. Nic dziwnego, że trzy lata temu polskie banki zarobiły na czysto 8,5 miliarda złotych, w 2010 trzy miliardy więcej, a w ubiegłym aż 16 miliardów!
Czytaj też: W samo południe: Antyaborcyjna obłuda
Ale to jeszcze za mało, bo jak wiadomo w kapitalizmie liczy się wyłącznie św. Zysk. Nic tedy dziwnego, że za sprawą urzędasów ministerstwa finansów
Dziś otrzymałem informacje, że ministerstwo finansów planuje w przyszłym roku kolejne dofinansowanie bankowych żebraków. Do finansowego zdzierstwa dojdzie jeszcze jedno: bankomatowe, które to urządzenia nazywam bankomafiosami. Ich właściciele skarżą się, że ciężko pracujące bankomaty za mało zarabiają i firm nie stać na ich utrzymywanie (sic!). Należy więc podkramić je jeszcze bardziej i POTRĄCAĆ PROWIZJĘ Z KAŻDEJ OPERACJI!
Jak wiadomo tych operacji są setki milionów rocznie (bo bez własnego konta przeżyje tylko bezdomny), zatem w przyszłym roku zyski tego sektora wzrosną jeszcze bardziej.
Pozostaje nam żywić nadzieję, że ministerstwo finansów w dalszej kolejności zezwoli bankom na prowizję za:
1. wejście do niego
2. zużycie formularzy
3. skorzystanie ze służbowego długopisu
4. oglądnięcie ulotek reklamowych
5. wyjście z banku
6. zużyty tlen w biurze oraz
7. pozostawiony dwutlenek węgla CO2.
Banki od tego wszystkiego zapłacą wyższy podatek ministerstwu finansów, budżet państwa wzrośnie, zyski banków też.
Stara zasada kapitalizmu brzmi: żeby zarobić mógł ktoś, stracić musi ktoś. A nam pozostanie lektura "Kapitału" Karola Marksa.
Czytaj e-wydanie »