Tam też nauczyłam się, jak sobie radzić w upały. Między południem a godziną 14 tam się nie wychodzi na zewnątrz. Konie z powozów chowa się do szopy, żeby nie dostały udaru. Wszystko zamiera, mało się rusza. Można zatrzymać się na lekki posiłek. I pamiętam jeden taki obiad. Wokół szopy, w której serwowano posiłki falowało gęste gorące powietrze, na termometrze pod 50 stopni C, a na stole wylądowały małe kubeczki i... termos z gorącą zieloną herbatą. I pamiętam, że z każdym łykiem czułam się coraz lepiej, coraz mniej dokuczał upał. Polecam. Łyczek po łyczku.
Czytaj: Kurtyna wodna na Starym Rynku w Bydgoszczy - idealna na upały [zdjęcia]
I teraz takie, albo podobne upały mamy u siebie. Jeśli możemy - nie ruszajmy się do godz. 14 z domu. Na południu Europy, w Hiszpanii, Portugalii mówi się na to sjesta. Pozwólmy sobie na nią w miarę możliwości.
Poza tym łatwo przeoczyć moment, kiedy zaczniemy być odwodnieni. Dobrze mieć przy sobie butelkę z wodą i regularnie popijać z niej. Lepiej częściej, a mniej niż dużo na raz. Kto może, niech pije mineralną, bo uzupełnia ona odparowujące z nas wraz z potem mikroelementy.
Posiłki powinniśmy jeść lekkie - chłodniki, surówki. W mniejszych ilościach, ale częściej.
Aby w mieszkaniu nie było zbyt upalnie, od samego rana powinniśmy zasłonić okna po nasłonecznionej stronie.
A jak Państwo sobie radzą z upałami? Podzielcie się sposobami. Może macie przepis na chłodzący miętowy koktajl, albo super chłodnik. Albo macie zainstalowany zraszacz w ogrodzie. Czekamy na mejle i zdjęcia. e-mail:
[email protected]Czytaj e-wydanie »