Najpierw utworzenie rządu ekspertów zaproponował Janusz Palikot. Teraz na czele ponadpartyjnego gabinetu chciałby stanąć Tadeusz Cymański.
Oba pomysły są wyrazem niemocy opozycji, która od kilku dobrych lat nie potrafi znaleźć sposobu na ciągle mocnego Tuska i Platformę.
Dyskutowanie na temat tych prób obalenia rządu jest w zasadzie jałowe poznawczo. Przy okazji całej debaty można jednak postawić pytanie o tzw. rząd fachowców.
O takim gabinecie mówi się u nas od 1989 roku, przy różnych okazjach. Zawsze miał on być lekiem na całe zło, wyjściem z patowej sytuacji, przerwaniem klinczu. Jakby gremium złożone z profesorów a priori miało lepiej zarządzać państwem niż zawodowi politycy.
Moim zdaniem to mrzonka. Z kilku powodów.
Po pierwsze, taki rząd - siłą rzeczy - na wszystkie posunięcia musiałby uzyskać zgodę polityków. Z tego powodu zamiast sprawnego działania, mielibyśmy niewydolność. Zamiast dobrego zarządzania - niekończące się przepychanki.
Po drugie, z tego, że ktoś jest ekspertem, jeszcze nie wynika, że będzie dobrym premierem i ministrem. Do tego sama wiedza nie wystarczy. Potrzebne jest jeszcze doświadczenie, umiejętność współpracy, komunikacji z opinią publiczną...
Po trzecie, to zawodowi politycy są wybierani w powszechnych wyborach i to oni mają ponosić odpowiedzialność przed suwerenem.
Najlepsze artykuły za jednym kliknięciem. Zarejestruj się w systemie PIANO już dziś!
Czytaj e-wydanie »Lokalny portal przedsiębiorców