Państwo dba o zdrowie obywateli. Jak wiadomo, odrobina adrenaliny wspomaga organizm do szybszej regeneracji, wyzwala pokłady sił, o których posiadanie nigdy byśmy się nawet nie posądzili. Adrenalina sprzyja koncentracji i przyśpiesza przekazywanie ładunków elektrycznych w synapsach naszego mózgu.
Otóż nie trzeba być sportowcem wyczynowym, by poczuć dreszczyk emocji. Może to spowodować choćby spacer do oddziału ZUS-u po specjalny formularz, w którym zdeklarujemy: chcemy w przyszłości pobierać całą emeryturę z ZUS-u, czy może jednak liczymy na to, że OFE tak zagra naszymi składkami, by je powielić, pomnożyć, zwielokrotnić... ku chwale własnej i naszych kieszeni.
Takie emocje zafundowali nam nasi kochani rządzący, gdy jeszcze pod koniec ubiegłego roku powstał pomysł dania obywatelom wyboru między państwowym ubezpieczycielem, a otwartymi funduszami emerytalnymi.
Tylko czy rzeczywiście emocje są aż tak wielkie? Nie czarujmy się. Wczoraj w jednym z programów publicystycznych stacji komercyjnej telewizji pewna mądra osoba powiedziała, że w istocie obojętnie, jakiego wyboru byśmy dokonali... wiele to nie zmieni. Otóż z ZUS-u możemy liczyć na "przyzwoitą" emeryturę, o ile oczywiście teraz nie zarabiamy za dużo (Czyli ile? Komentator mówi, że około 2 tys.). Zaś OFE - według rzeczonego analityka - drogą jest wielce polecaną tym, których obecne zarobki można określić jako "ponadprzeciętne" (czytaj: od 5 tys. zł do... tych najwyższych). Jednocześnie natomiast komentator zaznacza, że w istocie i tu i tu na kokosy liczyć nie możemy.
Skoro tak, to ja chyba na tę adrenalinę jestem odporny. Jeszcze nie wiem, co wybiorę. Pewnie zdecyduję się w ostatnim momencie. Ciśnienie podniosła mi tylko końcowa wypowiedź ekonomisty, który stwierdził, że i tak wszyscy powinni opłacać sobie jeszcze trzeci filar, bo... z samej emerytury trudno będzie przeżyć miesiąc na godnym poziomie.
Czytaj e-wydanie »