Chodzi o sprawę z 15 grudnia 2014 roku. 23-letni pacjent Wojewódzkiego Szpitala dla Nerwowo i Psychicznie Chorych zabił innego chorego: 57-letniego Czesława z Inowrocławia, brata naszego rozmówcy.
Zabójca wpadł w taki szał, że próbował też zabić pielęgniarkę, która pobiegła zobaczyć, co się dzieje i zastała go nad denatem w szpitalnej palarni.
Brat zmarłego ciągle nie może się pogodzić z tą tragedią. - Byłem u Czesława wielokrotnie, leczył się w Świeciu od dwóch lat. Tego dnia miał przyjechać do nas do Inowrocławia - wspomina pan Andrzej. - Wcześniej Czesław nie mógł opuszczać szpitala sam, więc przyjeżdżałem do niego i zawoziłem w obie strony. Jego stan się poprawiał.
Z relacji pana Andrzeja wiadomo, że zabójca, zanim dostał się do palarni, był unieruchomiony w pasach. - Ale bardzo chciał zapalić, więc ochroniarz czy ktoś taki z nim poszedł i wtedy tamten był spokojny. Za drugim razem ochroniarz zaufał pacjentowi i zostawił go w palarni. Wtedy to się stało: facet zabił brata gołymi rękami. To ewidentny błąd szpitala, bo nie dopilnował zabójcy.
Przeczytaj również: Zabójstwo w szpitalu psychiatrycznym w Świeciu! Pielęgniarki: - Nie jesteśmy w stanie zapanować nad 30 mężczyznami [wideo]
To też powód, dla którego pan Andrzej zamierza walczyć o odszkodowanie. - Narodowy Fundusz Zdrowia zgadza się, że to był błąd, skoro wlepił szpitalowi karę. Sąd nie może uznać inaczej - uważa.
Kontrola w NFZ trwała od 16 grudnia 2014 roku do 13 stycznia 2015 roku. - Jej przedmiotem były warunki realizacji świadczeń zdrowotnych na oddziale X ogólnopsychiatrycznym - informuje Barbara Nawrocka, rzecznik prasowy NFZ w Bydgoszczy. - Stwierdzono brak części etatu w obsadzie lekarskiej - co jednak i stanowczo to podkreślono - nie miało wpływu na dramatyczne zdarzenie, o którym państwo pisaliście. Jednakże ze względu na wyniki kontroli NFZ nałożył na szpital karę w wysokości 59.034 zł, co stanowiło 0,3 proc. wartości umowy na wszystkie oddziały ogólnopsychiatryczne na rok 2014. Świadczeniodawca karę zapłacił w całości.
Dyrekcja szpitala psychiatrycznego zapewnia, że starają się przeciwdziałać zagrożeniom. Większość oddziałów jest już monitorowana, również palarnie. Jednak zachowanie pacjentów w tej lecznicy jest czasem nieprzewidywalne, zwłaszcza, że rośnie liczba osób hospitalizowanych przymusowo, wbrew ich woli. - Często są to chorzy zagrażający życiu lub zdrowiu innych. Opieka nad takimi chorymi wymaga znacznie więcej wysiłku od personelu i generuje koszty - tłumaczy Sławoimir Biedrzycki, zastępca dyrektora do spraw lecznictwa. - Niestety, pacjenci ci bywają nieprzewidywalni. Szczególnie duże problemy sprawiają osoby hospitalizowane w następstwie użycia dopalaczy. Coraz częściej dochodzi do zachowań agresywnych kierowanych do personelu szpitala. Wielokrotnie pielęgniarki, lekarze, ratownicy doznali uszczerbku na zdrowiu.
Co na to sąd?
Do sprawy wrócimy.