MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Wejście na żywo

Rozmawiał ROMAN LAUDAŃSKI
Maciej Grześkowiak, absolwent filologii polskiej WSP, studiował też anglistykę, a dziennikarstwa uczył się na wielu krajowych i zagranicznych szkoleniach (m.in. Balic Media Center i w Europejskim Centrum Dziennikarstwa w Maastricht). Wydawca prawie 1000 programów informacyjnych. Producent i koordynator w ekipie TVP na Igrzyskach Olimpijskich w Sydney i w Salt Lake City. Żonaty, tata siedmioletniego Ignaca. Pasje: piłka nożna i poezja.
Maciej Grześkowiak, absolwent filologii polskiej WSP, studiował też anglistykę, a dziennikarstwa uczył się na wielu krajowych i zagranicznych szkoleniach (m.in. Balic Media Center i w Europejskim Centrum Dziennikarstwa w Maastricht). Wydawca prawie 1000 programów informacyjnych. Producent i koordynator w ekipie TVP na Igrzyskach Olimpijskich w Sydney i w Salt Lake City. Żonaty, tata siedmioletniego Ignaca. Pasje: piłka nożna i poezja. Wojtek Wieszok
Rozmowa z MACIEJEM GRZEŚKOWIAKIEM dyrektorem Oddziału Telewizji Polskiej w Bydgoszczy

- Dlaczego zapragnąłeś być dyrektorem?

- Nie mam "parcia na karierę", w zawodowym życiu nie rozpycham się łokciami i nie walczę o stołki. Przed dwanaście lat pracy w telewizji, małymi krokami, powolutku robiłem swoje. Pewne propozycje przychodziły same, niekoniecznie o nie zabiegałem. Bardzo poważnie traktuje też to, co dzieje się w moim wnętrzu. Jeśli mam przekonanie, że coś powinienem zrobić, to to robię. Jeśli rok temu ktoś zapytałby mnie, czy wystartuję w konkursie, to odpowiedziałbym: nie wiem. Potem to wewnętrzne przekonanie, że powinienem to uczynić, było coraz silniejsze i podjąłem decyzję. Podczas konkursu przytrafiło mi się zapalenie płuc, choroba i stres sprawiły, że gdzieś zgubiłem dziewięć kilogramów, ale robiłem swoje. Drugi konkurs, to już nie była kwestia ambicji, a honoru. Nie rozumiem, dlaczego to stanowisko wywołuje tak dużo emocji, tych pozytywnych i negatywnych zresztą

- Jaki jest twój pomysł na telewizję?

- Nie jesteśmy telewizją "z Bydgoszczy" czy "z Torunia", a telewizją regionalną. Chciałbym bardzo, żeby ten Oddział nie dzielił regionu, ale łączył. Nie bez przyczyny cieszyłem się, gdy pojawił się program "Róg Szerokiej i Gdańskiej". Tytuł metaforycznie mówi, jak ma działać telewizja. To ma być spotkanie i taką przestrzeń spotkań mamy stworzyć. Nie jestem zwolennikiem oddzielnych "Zbliżeń" toruńskich czy bydgoskich. Nie jestem też zwolennikiem geograficznej poprawności politycznej, liczenia programów - jeśli były trzy z Bydgoszczy, to muszą być trzy z Torunia i odwrotnie. Każdy dziennikarz wie, że mierzenie naszej pracy kryterium geograficznym jest absurdem! Nie jesteśmy "maszynką do promowania kogokolwiek i czegokolwiek". Jesteśmy telewizją, której misją jest informowanie, wspieranie działalności kulturalnej oraz - oczywiście - promowanie ludzi i regionu, ale to ostatnie nie jest naszym podstawowym celem.

- Wielu polityków, urzędników i działaczy uważa wprost przeciwnie.

- Proszę od nas nie oczekiwać, że będziemy toruńscy lub bydgoscy! Moim większym zmartwieniem jest nieobecność małych miejscowości na antenie.

- Ale Toruń ma pretensje...

- Chyba w pierwszych dniach mojego urzędowania w Toruniu odbyło się spotkanie samorządowców i parlamentarzystów pod hasłem: co można zrobić wspólnie dla Torunia? Jednym z głównych tematów była regionalna telewizja. Szkoda, że nikt przed takim spotkaniem nie zapytał nas o stan prac organizacyjnych redakcji w Toruniu, o fakty dotyczące decyzji zarządu TVP, rozstrzygnięcia przetargów na sprzęt czy realizowane w redakcji inwestycje. A przypomnę, że jako spółka publiczna musimy przestrzegać ustawy o zamówieniach publicznych.

- Jesteśmy w kolejnym roku wyborczym i pewnie wszyscy będą pożądali swojej obecności na antenie.

- Chciałbym bardzo, żeby w tym roku politycy wszelkich maści nie robili sobie z telewizji publicznej króliczka, którego niekoniecznie chce się złapać, a chce się gonić, bo dzięki temu można zyskać kilka procent u wyborców! Nie chcę, żebyśmy byli dla kogokolwiek narzędziem w walce o głosy, a krytykowanie nas odbywało się wyłącznie w jednym celu - zyskania sympatii wyborców i schlebiania im.

- To już się dzieje.

- Zawsze nasila się przed wyborami. Troska o telewizję...

- ...specjalna troska...

-...nasila się w czasie kampanii wyborczej lub kiedy potrzeba większej sympatii wyborców. Co nie znaczy, że nie jestem gotów na merytoryczną dyskusję o tym, co robimy. Zawsze może być lepiej.

- Nie irytuje cię lewicowo-prawicowa huśtawka w telewizji?

- Nie powinno jej być i mam nadzieję, że deklaracje polityków skończą się w którymś momencie normalnym funkcjonowaniem mediów. Dużo zależy od nas samych, od dziennikarzy, od tego jak będziemy starali się bronić niezależności. Możemy pozazdrościć kolegom, np. z Francji mocnych organizacji i związków dziennikarskich. Nasze środowisko jest rozbite i nie potrafimy razem działać. Wolimy się pouczać, krytykować niż siąść razem do rozmowy i zrobić coś jako środowisko.

- Mamy też własne poglądy polityczne. Twoje będą wpływały na pracę załogi?

- Politycy z prawa i z lewa, którzy mnie znają, wiedzą, czym zajmowałem się w latach osiemdziesiątych. Wiedzą, że byłem wiceprezesem, później prezesem Związku Akademickiego, który miał katolickie korzenie. Tego się nigdy nie wyprę, bo to była moja droga życiowa i dalej nią podążam. Wszyscy też wiedzą, że moje poglądy nigdy nie wpływały na postrzeganie tego czy innego polityka.

- Dziennikarze nie będą próbowali dostosować się do poglądów nowego szefa?

- Od miesiąca szefem "Zbliżeń" jest Tomek Pietraszak. Poza sprawami zasadniczymi naprawdę nie wtrącam się w redagowanie tego dziennika. Kierowałem tym zespołem przez ostatnie sześć lat. Czasem mnie korci, żeby tam pójść i podyskutować, mam podgląd układu dziennika, ale powstrzymuję się przed tym. Możemy rozmawiać o kierunkach, ale - w konkretach - muszą sobie radzić sami.

- W finale "Pejzażu bez ciebie" musieliśmy oglądać na scenie podrygującego wśród artystów marszałka Achramowicza ? Politycy są zakochani w telewizji!

- Czy marszałek Achramowicz, prezydent Dombrowicz lub jakikolwiek inny polityk są trędowaci? Mają zakaz wstępu na scenę?

- Niczego nie śpiewali...

-...ale dzięki wyobraźni i pomocy tych dwóch ludzi udało się spiąć ten festiwal! Samorządy nie tylko wsparły go finansowo, ale użyczyły niezwykle drogi gmach opery. Na wynajęcie tego obiektu stać koncerny farmaceutyczne, a nie Telewizję Polską.

- Bardzo brakuje pieniędzy?

- Nasz budżet nie pozwala na produkowanie większości rzeczy, które zrobiliśmy ostatnio. Na koncert Kasi Skrzyneckiej, wiele transmisji z imprez sportowych musimy szukać sponsorów. Część moich działań pójdzie w kierunku restrukturyzacji zatrudnienia, żeby dzięki oszczędnościom zyskać więcej pieniędzy na program, tam są jeszcze rezerwy. Z częścią osób rozstaniemy się, chcemy ludzi wszechstronnych, bo bywa, że ktoś jest w telewizji na etacie, pracuje dwie lub trzy godziny, bo tylko na tyle wykorzystywana jest jego funkcja.

- Nie żal ci, że ministrowie i politycy przyjeżdżają na wywiady do toruńskiej Telewizji Trwam i Radia Maryja, a nie do telewizji regionalnej?

- W sobotę Jarosław Kaczyński był w Telewizji Trwam, a premier Marcinkiewicz w Telewizji Polskiej. To jest kwestia wyboru członków rządu, gdzie chcą się pokazywać. Z radością przyjmuję, że Telewizja Trwam staje się normalnym podmiotem na rynku telewizji w Polsce, bo jest dla niej miejsce. To, że pojawiają się w niej politycy z "pierwszej półki" jest dobre nie tylko dla tej stacji, ale i dla równowagi całego rynku telewizyjnego w naszym kraju. Dotychczas była ona marginalizowana nie tylko przez dziennikarzy, ale i przez polityków. Teraz staje się pełnoprawnym uczestnikiem rynku medialnego i z tego się cieszę. Należy jednak pamiętać - narażona jest również na wszystkie konsekwencje z tym związane.

- Dlaczego do "Rozmów dnia" nie szukałeś własnych dziennikarzy?

- Jak trener przechodzi do świetnej drużyny piłkarskiej, to dla zrealizowania swoich koncepcji potrzebuje zmian w zespole. Jestem zdania, że temu zespołowi cudownych ludzi potrzeba świeżej krwi. Telewizji potrzeba też trochę nowych twarzy i innego spojrzenia. Potrzeba nowych pomysłów, otwarcia.

- Ponieważ program jest po prostu nudny? Bez newsów i ciekawych reportaży?

- Rzadko się nudzę oglądając naszą telewizję, ale też robimy wszystko, żeby program ożywić. Dajemy sobie kwartał na nową formułę dziennika. Zmieniają się "Rozmowy dnia", jest więcej wejść na żywo, pojawiają się goście. Będą nowe programy, także sportowe.

- Kiedy stwierdziłeś, że telewizja, to jest to, co tygrysy lubią najbardziej?

- Trzynaście lat temu, kiedy ruszał program miejski, namówiłem kolegów ze studiów do udziału w castingu na dziennikarzy telewizji regionalnej. Zgłosiło się prawie dwieście osób, a tuż przed terminem zadzwonił do mnie któryś z kolegów i zapytał, czy sam złożyłem podanie? Odpowiedziałem: nie, a po co? Jak my, to i ty. Tak to się zaczęło. Oni wszyscy odpadli, ja zostałem. Trudno mi powiedzieć, w którym momencie zakochałem się w telewizji, ale dzisiaj tych kilku momentów adrenaliny, radości po pracy, po dobrym materiale, wejściu na żywo, kiedy cały zespół czuje, że było super, po dużych produkcjach, igrzyskach, radości i satysfakcji z tego płynącej nie zamieniłbym pracy w telewizji na nic innego.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska