Co prawda prezydent i rząd oficjalnie składają gratulacje i przypominają o dobrym sojuszu, jednak obserwatorzy dobrze wiedzą, że Obama już dawno o nas zapomniał.
Polska w amerykańskiej kampanii wyborczej pojawiła się tylko raz, w przemówieniu Mitta Romneya. Skrytykował on politykę zagraniczną Obamy, jego miękką postawę wobec Rosji, a co za tym idzie dystans wobec najważniejszego sprzymierzeńca we Wschodniej Europie - Polski.
Czytaj też: To była najdroższa kampania w USA
Ale już w ubiegłym roku prezydent Stanów Zjednoczonych pokazał, że najważniejsze są dla niego wpływy w Azji. Stąd tournee po m.in. Japonii, Korei Południowej, Indiach i Indonezji, gdzie Obama zabrał nie tylko małżonkę, ale i trzytysięczną świtę. Amerykańscy podatnicy do tej pory zgrzytają zębami na wspomnienie, ile ta wizyta ich kosztowała. I to właśnie azjatyckie państwa mogą obecnie liczyć na największe ustępstwa ze strony USA.
Nie łudźmy się, dla Baracka Obamy nie liczy się już to, że kupiliśmy od niego F-16, że wysyłamy na śmierć do Iraku i Afganistanu naszych żołnierzy. Jeśli martwicie się o bezpieczeństwo kraju, to mam złą wiadomość - zapomnijcie o tarczy antyrakietowej. A jeśli wybieracie się za ocean, to o wizie możecie sobie już tylko pomarzyć.
Czytaj: Barack Obama zwycięża w wyborach w USA; Romney uznał jego zwycięstwo
Czytaj e-wydanie »