Szczęśliwie wczoraj warszawska prokuratura złożyła apelację od durnej decyzji stołecznego sądu, który zarejestrował niedawno znak "zakaz pedałowania" jako... symbol Narodowego Odrodzenia Polski. W tym przypadku Temida rzeczywiście była nie tylko ślepa, ale i bezrozumna.
Sławetny symbol "zakaz pedałowania" przedstawia stosunek homoseksualny, przekreślony jak na znaku drogowym. Dla warszawskiego sądu to taki sam znak, jak np. krzyż celtycki czy logo coca-coli. Dwaj biegli specjaliści - jakiś magister i doktor - napisali, że "gdyby ten znak zawierał konstrukcję >>STOP pedałom<<, to można by zakazać jego stosowania" (sic!). Tymczasem - dowodzą oni - "znak zakaz pedałowania jest jedynie nawoływaniem do zakazu kontaktów homoseksualnych w miejscach publicznych"... Gdyby głupota potrafiła latać, ów magister z doktorem byliby już na orbicie Księżyca.
Więcej informacji z kraju i świata
Ale obaj specjaliści od symboli brną dalej: "Sądzimy, że działacze i sympatycy NOP nie mieliby nic przeciw umieszczeniu na podobnym znaku pary heteroseksualnej". Niby racja, choć nie znam żadnego działacza NOP. Ale co powiedzieliby oni, gdyby na znaku była para heteroseksualna, lecz uprawiająca seks oralny? Ot, byłby niezgorszy kłopot i atak na wiarę.
Wczorajsza apelacja stołecznej prokuratury wydaje się jedynym rozumnym rozwiązaniem. Idę o zakład, że w tej instancji sąd będzie o niebo mądrzejszy.
Czytaj e-wydanie »