W Toruniu nie takiego startu w sezonie oczekiwano. Drużyna zaczęła od przegranego, ale w sumie niezłego meczu z Treflem, potem zagrała bardzo źle z Arką Gdynia, a w ostatni weekend przegrała po walce ze Stalą Ostrów. W tym spotkaniu były już momenty bardzo dobrej gry, ale zwycięstw nie ma.
Zawodzą przede wszystkim obwodowi, a kibice chórem domagają się zmiany rozgrywającego. W Toruniu jednak, jak zresztą zwykle, bardzo ostrożnie i spokojnie podchodzą do tematu zwolnień graczy.
- Nie, w tej chwili nie ma tematu zmian w składzie. Oczywiście, przyglądamy się sytuacji i nie jesteśmy zadowoleni z wyników, ale też nie mamy w klubie zwyczaju podejmować nerwowych decyzji. Czekamy na mecz z Zastalem Zielona Góra i wierzę, że to będzie przełom dla całej drużyny - podkreśla prezes Piotr Barański.
Inna sprawa, że łatwiej dyskutować o zmianach w składzie przy dużym budżecie. W Toruniu środki są skromne i trzeba pamiętać, że taki choćby Lee Moore w Łańcucie zarabia tyle, ile trzech toruńskich stranieri łącznie. Do tego trzeba doliczyć koszty rozwiązania kontraktu i aktualną sytuację na rynku transferowym.
Najwięcej wątpliwości budzą forma i perspektywy Jordana Burnsa. Amerykanin notuje na koncie średnio 8 punktów, 5 asyst, ale też ma 4 straty i bardzo słabą skuteczność z gry (31 proc.). W Toruniu panuje przekonanie, że jego problemy wynikają przede wszystkim z ograniczeń mentalnych. Zawodnik zupełnie inaczej prezentował się w sparingach, w których potrafił zdobyć 30 punktów.
Aaron Cel wierzy, że jego młodszy kolega w końcu otworzy się i pokaże pełnię swojego talentu. - Trochę sam niepotrzebnie dokłada sobie stresu, naczytał się i nasłuchał, jak to w Europie szybko zwalnia się graczy. Jordan ma talent, który nie zniknął w dwa tygodnie. Nigdy w karierze nie miał poniżej 40 procent za 3, a teraz w Polsce ma 0/9. Tymczasem przecież kosze wszędzie są takie same. Wierzę, że wreszcie odpali i będzie trudny do zatrzymania. Musi mniej myśleć na parkiecie, a więcej polegać na instynkcie - podkreśla kapitan Twardych Pierników.
Kiepska gra rozgrywającego to nie jedyny problem zespołu. W obronie potężnym jest zabezpieczenie własnej tablicy: Trefl Sopot, Arka Gdynia i Stal Ostrów zebrały gospodarzom aż 41 piłek w ataku, co przełożyło się na prawie 40 punktów drugiej szansy. Po Eurobaskecie na razie daleko od swojej normalnej dyspozycji jest Aaron Cel (7,3 pkt i wciąż ani jednej "trójki" w sezonie), postać absolutnie kluczowa dla Twardych Pierników.
Są jednak i plusy: udane okazały się transfery wysokich Stefana Kenicia i Joeya Brunka, w zaskakująco dużych i dobrych rolach prezentują się młodzi Kacper Gordon i Wojciech Tomaszewski, w ostatnim meczu zaczął otwierać się strzelec Markus Burk.
- Pozytywna rzeczą w ostatnim meczu była dla mnie poprawa gry po przerwie. Była energia, walka, ale wciąż były problemy z decyzyjnością. Przy zejściu na -3 mieliśmy kilka nieudanych akcji w ofensywie, a gdybyśmy rozegrali tą mądrzej, to ten mecz mógł się potoczyć inaczej. Mamy teraz przed sobą mecz z Zastalem i musimy robić kolejne postępy. One są, ale wciąż jesteśmy daleko od tego, żeby wygrywać w tej lidze - podkreśla trener Milos Mitrović.
Najbliższy mecz w PLK Twarde Pierniki rozegrają już w czwartek u siebie z Zastalem Zielona Góra (17.30).
