Zarząd spółdzielni twierdzi, że Hieronim Stachel nie respektuje poleceń swojego szefostwa, a Hieronim Stachel - że zarząd chce zniszczyć "Solidarność" w mleczarni.
Kilka tygodni temu Hieronim Stachel po raz kolejny przywrócony do pracy. Zaraz po rozprawie przed domem prezesa mleczarni odbyła się manifestacja związkowców "Solidarności" (pisaliśmy o tym). Tego dnia prezes nie chciał sprawy komentować. Dziennikarze usłyszeli, że zarząd wyda specjalne oświadczenie.
W końcu stosowne pismo pojawiło się na stronie internetowej "Cuiavii". Zarząd uznał, iż demonstracje związkowców "miały na celu wywarcie wpływu na organ orzekający". Nie zgadza się z decyzją sądu. Zapowiada, że po otrzymaniu pisemnego uzasadnienia złoży apelację. Twierdzi bowiem, iż sąd przywrócił Hieronima Stachela na stanowisko, które kilka miesięcy temu został zlikwidowane.
"Pomimo przedstawiania licznych propozycji przez pracodawcę, nie wyraził zgody na pracę na innym stanowisku. Początkowo nie przeszedł pomyślnie szkolenia w maszynowni chłodniczej, a następnie nie zaakceptował stanowiska pracy związanego z obsługą terenu zewnętrznego" - czytamy w oświadczeniu.
Hieronim Stachel przyznaje, że propozycji zostania sprzątaczem nie przyjął.
Dowiedz się więcej:
Szef "Solidarności" w "Cuiavii" nie chce być sprzątaczem. "Prezes mnie nie cierpi"- To miało mnie upokorzyć - wspomina. Zapewnia, że na szkolenie w maszynowni przeszedł. - Prezes chciał, bym szkolił się tylko miesiąc. Pewnie chciał, abym popełnił jakiś błąd, a potem dyscyplinarnie wyleciał z pracy. Ostatecznie szkolenie to przeszedłem - przekonuje.
Jego słowa potwierdza Antoni Sobczak, który wówczas był brygadzistą w mleczarni i szkolenie to prowadził. Dziś już w mleczarni nie pracuje. Zarząd rozwiązał z nim umowę. Dlaczego? - Prezes twierdzi, że z powodu likwidacji stanowiska. Dziwnym trafem jestem też wiceprzewodniczącym zakładowej "Solidarności" - podkreśla. On również walczy przed sądem o przywrócenie do pracy.
Zarząd mleczarni w swoim oświadczeniu zwrócił uwagę na to, że "w demonstracjach wziął udział tylko jeden pracownik spółdzielni". Hieronim Stachel przekonuje, że jego koledzy z pracy nie pikietowali, bo się boją.
- Do tej pory pracę straciło około 40 członków naszego związku. To tylko potwierdza fakt, że członkowie "Solidarności" są szykanowani - tłumaczy. Podejrzewa, że to nie koniec sądowych przepychanek między nim a zarządem. - Już na sprawie sądowej prezes zapowiedział, że jeśli zostaną przywrócony do pracy, to znów zostanę zwolniony - wyznaje związkowiec.
Czytaj e-wydanie »