Jestem mamą. Jestem mamą szesnastomiesięcznego dziecka. Jestem mamą pracującą. Sprzątającą, gotującą, bawiącą się ciastoliną i klockami. Pranie robię chyba codziennie. Do pracy także chodzę codziennie. Bo chcę i lubię. Jednak często zdarza się, że pracuję z domu. Albo wręcz jestem na zwolnieniu lekarskim, bo syn choruje. Nie, nie są to choroby ciężkie, z którymi muszą borykać się niektórzy rodzice. Zazwyczaj kończy się na zapaleniu gardła, nieżycie dróg oddechowych. Dbamy o swoje dziecko jak większość rodziców. Warzywa, owoce, ryby, mięso, woda, sporadycznie coś słodkiego. To skąd te choroby? Katary, kaszle, temperatura i złe samopoczucie?
Nasz syn chodzi do klubu malucha. Codziennie rano wita go uśmiechnięta ciocia, a na pólkach w gotowości czekają misie, lalki, klocki i książeczki. Są też roześmiani rówieśnicy. Z katarem „do kolan”. Przychodzą codziennie. Bo rodzice pracują. Co mają z dzieckiem zrobić? W klubiku jest ciepło, przytulnie, opiekunki są troskliwe. To spokojnie można oddać im pod opiekę malucha. Przecież katar to jeszcze nie choroba.
I tak do domu wraca nam syn podziębiony. Dostaje witaminy, syrop na odporność, wygląda, że jest dobrze. Kolejnego dnia idzie do klubu i wraca już chory. Zostaje w domu. Płacze, bo chce iść do dzieci, cioć i nowych przygód. A musi siedzieć w domu. Bez apetytu, humoru i ileż mógłby zrobić ciekawych rzeczy w klubiku?
I jeszcze te leki, które maluszek musi brać. Istna męka dla dziecka. Syropy, to chyba nie jest najlepsza dieta. Złe samopoczucie, smutek, temperatura, kaszel, katar. Drogi rodzicu – czy zostanie z dzieckiem w domu jeden, dwa dni i wyleczenie go z przeziębienia to za wielkie oczekiwania? Nie masz większego skarbu nad swoje dziecko. Dbaj o nie. O nie i o dzieci z którymi przebywa.