Pieniactwo Jarosława Kaczyńskiego i jego dworu znane jest od lat. Na szczęście Polacy pokazali prezesowi jego miejsce w szyku. Jeszcze większe szczęście, że jako lider opozycji nie ma prawie nic do gadania w polityce zagranicznej. Może sobie tylko maszerować z wyszczerbioną szabelką na Berlin, Brukselę czy Moskwę wierząc, że Polska jest mocarstwem i rozdaje karty.
Przeczytaj także:Kto zostaje, kto żegna się ze stołkiem? Premier przedstawił skład nowego rządu
Znakomite poniedziałkowe przemówienie szefa naszej dyplomacji Radka Sikorskiego w Berlinie podziałało na PiS (oraz PiS-bis) jak czerwona płachta na byka. A cóż tak haniebnego powiedział Sikorski, że prezes grozi mu Trybunałem Stanu?
Powiedział, że Unia Europejska powinna zbliżać się do modelu federacyjnego chcąc przetrwać i stawić czoła gospodarczym wyzwaniom. Podkreślił, że Niemcy ogromnie skorzystały gospodarczo na rozszerzeniu UE i to na nich powinna spoczywać największa odpowiedzialność w związku z kryzysem. Zaproponował też wzmocnienie roli Komisji Europejskiej. Ale dla Kaczyńskiego i Brudzińskiego to tylko IV Rzesza.
Obaj panowie powiadają, że to pozbawianie suwerenności państwa. Gdybyśmy żyli w I połowie ubiegłego wieku może zgodziłbym się z prezesem. Ale jest wiek XXI i pojęcie suwerenności zmieniło się. Najbardziej niezależne są państwa najsilniejsze gospodarczo. A i to nie do końca - USA np. siedzą od lat w kieszeni "komunistycznych" Chin. A te uzależnione są od eksportu do USA.
I kto jest bardziej suwerenny?
Czytaj e-wydanie »