Należy spodziewać się więc partyjnego maratonu bicia piany w sprawie ważnej, ale przecież nie najważniejszej.
Do Sejmu wpłynął jednocześnie projekt przyszłorocznego budżetu, a od niego będzie zależało, ile państwo wyciągnie nam z portfeli. Jestem pewien, że budżetowa debata zostanie przytłumiona ideologicznymi i religijnymi kłótniami w sprawie in vitro. Ostatecznie, aby dyskutować o zapłodnieniu nie trzeba się znać na niczym (no, prawie...) natomiast dyskusja o ekonomii wymaga wiedzy. Jest w tym, niestety, i wina mediów oraz widzów i czytelników. Kłótnie polityków na tematy ideologiczne są wyjątkowo medialne i chętnie oglądane.
Właśnie dlatego spodobał mi się pomysł słowackiej premier Ivety Radiczovej. Najprościej mówiąc - płace najwyższych urzędników państwowych będą od nowego roku zależały od wyników ekonomicznych państwa! Im wyższy będzie deficyt, tym mniejsze pensje. W przyszłym roku skurczą się - to aż niewiarygodne - o jedną czwartą.
Pomysł genialny w swej prostocie. Zarobki niemal wszystkich pracowników zależą od kondycji finansowej ich firmy. Dlaczego to nie może dotyczyć polityków i parlamentarzystów? Jestem gotów założyć się, że Słowacja niebawem wyrośnie na unijnego tygrysa.
Czytaj e-wydanie »