Osłupiałem, słuchając wczoraj Jacka Treli - adwokata w sprawie wyborczej agitki pt. "Kolesie". Ów dzielny mecenas PiS przekonywał sąd, że kolesiowski spot nie był materiałem wyborczym. A wszystkie kłamstwa autorów tego propagandowego sierpa i młota rozgrzeszał słowami, że partia zaczerpnęła je z "doniesień medialnych".
Swoją drogą to fantastyczny argument. Oczami wyobraźni widzę reklamówkę poważnej partii, która informuje ludność IV RP, że Doda jest kandydatką do Strasburga, gdyż uwielbia chadzać bez majtek. Bo tak napisała jakaś bulwarówka.
Tak czy owak zacząłem gorączkowo się zastanawiać: jeśli nie była to wyborcza reklamówka, to w takim razie co? "Mam talent?", komedia romantyczna, a może "M jak miłość" lub "Stawka większa niż życie"? Albo "Sędzia Anna Maria Fotyga"? A propos... Osłupiałem po raz drugi czytając słowa Fotygi, kandydatki na ambasadora przy ONZ w Nowym Jorku, rzucone do stóp sejmowej Komisji Spraw Zagranicznych. "Człowiek o moim życiorysie jest naprawdę głęboko poraniony przyglądaniem się temu, co się dzieje z polską polityką zagraniczną".
Istotnie, gdybym miał taki życiorys, to na miejscu pani minister bałbym się ruszać z jej rodzinnego Lęborka. Anna Fotyga mogłaby nosić przez parę lat teczkę swoim poprzednikom - Bartoszewskiemu, Mellerowi, Rotfeldowi czy Geremkowi - i też niewiele by pomogło.
Może urażę w tym miejscu kujawsko-pomorskiego kandydata PiS na europosła Ryśka Czarneckiego, ale jego słowa zrobiły na mnie kolosalne wrażenie. Nasz Kujawiak ocenił przyszłą ambasador RP przy ONZ w następujący sposób: "Kandydatura taka, że mucha nie siada. I nie są to słowa bez pokrycia"...
By żyło się lepiej. Fotydze i Czarneckiemu.