Nie będę wnikać, kto tu ma rację. Nie znam sprawy na podstawie analizy stosownych dokumentów, a jedynie z rozmów z rodziną pacjentki oraz rzeczniczką szpitala.
Czytaj: Pacjentka nie żyje. Zawinił lekarz z Biziela
Ale zastanawiam się, co teraz - co się stanie w polskiej służbie zdrowia po ogłoszeniu tego pionierskiego orzeczenia? Zgodnie z ustawą, dyrekcja lecznicy może odwołać się od decyzji komisji. Wówczas powołany zostanie kolejny czteroosobowy skład, który ponownie rozpatrzy sprawę. Powiedzmy sobie szczerze - trudno spodziewać się zmiany orzeczenia. Idźmy dalej - szpital oczywiście przegrywa i płaci. Sporo. Bo za śmierć pacjentki 300 tys. zł. Nie może pokryć tej kwoty z obowiązkowego ubezpieczenia OC, ponieważ w sytuacji, gdy sprawa trafia do komisji, ewentualne odszkodowanie wypłaca się z dodatkowego ubezpieczenia. A w związku z tym, że mało który szpital stać na to dodatkowe ubezpieczenie (jeszcze niedawno horrendalne kwoty zażyczył sobie PZU), niewiele placówek je wykupiło. Efekt?
Odszkodowanie lecznica wypłaci z własnych pieniędzy. Niestety, 300 tys. zł to bardzo poważne obciążenie dla zadłużonego na miliony szpitala. Trudno - jest orzeczenie, trzeba płacić. Rodzina pacjentki odczuje… Nie wiem, ulgę, uwierzy w karmę. Nieważne. Gorzej poczują się inni pacjenci tego szpitala, którzy z powodu tak znacznego ubytku w szpitalnym budżecie, jeszcze dłużej poczekają w kolejkach do specjalistów, na operacje planowe czy na badania. Jeśli w ten sposób ustawa ma pomóc poszkodowanym przez szpital pacjentom, to ci, którzy nad nią pracowali, chyba stracili rozum. Bo co stoi na przeszkodzie, aby wypłacać pacjentom rekompensatę w ramach i tak kosztowych ubezpieczeń OC? Może system dodatkowych ubezpieczeń doskonale sprawdza się w krajach europejskich, ale nie porównujmy polskiej służby zdrowia z niemiecką, szwedzką czy francuską! A jeśli polski rząd tak bardzo się ku temu skłania, to za wszystkim powinno iść dobre finansowanie leczenia chorych.