Pierwszą rozprawę wyznaczono na wrzesień ubiegłego roku. Nie doszło do niej, bo oskarżona nadesłała zawiadomienie, że ma inne ważne obowiązki. Potem było podobnie: sąd podkreślał kolejne daty w kalendarzu, oskarżona odpisywała, że nie może zaszczycić go swoją obecnością, bo ma co innego do roboty, itd, itp. Na dwa ostatnie terminy w ogóle nie zareagowała. I tym to sposobem od jesieni nie odczytano nawet aktu oskarżenia.
Każdy zwykły człowiek - ty, ja - już dawno zostałby doprowadzony przez policję, bo takie figle nikomu na zdrowie nie wychodzą i wychodzić nie powinny. Tylko, że oporna oskarżona z tej historyjki, to - ni mniej, ni więcej - Danuta Hojarska; nie dość, że posłanka, to w dodatku wiceprzewodnicząca sejmowej komisji s p r a w i e d l i w o ś c i.
Koń by się uśmiał. A mnie się chce płakać.
Nie ma żadnego znaczenia, czy Hojarska jest winna zarzucanego jej czynu, czy też nie - o tym rozstrzygnie sąd. Ma natomiast ogromne znaczenie farsa, w jakiej od miesięcy, bez wdzięku, gra główną rolę. Na naszych oczach sprzeniewierza się poselskiemu ślubowaniu, w którym przysięgała stać na straży prawa, kpi sobie w najlepsze z tego prawa, daje do zrozumienia, że jest ponad nim.
Są granice obowiązujące przyzwoitego człowieka, nawet jeśli parlament ogląda tylko w telewizji. Hojarska już je przekroczyła. Dlatego dobrze, że sąd wystąpił do Sejmu o zgodę na aresztowanie tej pani.
A teraz ma nadzieje, ze jej koledzy-posłowie zdadzą test ze zwykłej ludzkiej i obywatelskiej uczciwości i dadzą wiceprzewodniczącej szansę poznania sprawiedliwości od więziennej podszewki.
Hojarska sobie zasłużyła, a nam jest to potrzebne. Żeby nas szlag w końcu nie trafił.
Na gorąco
Jan Raszeja
Są granice obowiązujące przyzwoitego człowieka, nawet jeśli parlament ogląda tylko w telewizji. Hojarska już je przekroczyła - komentuje Jan Raszeja