Z Republiki Południowej Afryki wróciło właśnie 30 urzędników polskich kas chorych, z 8 dyrektorami naczelnymi. Był to "wyjazd studyjny", dzięki któremu specjaliści od kas dowiedzieli się m.in., że w RPA jak nie ma pieniędzy - to zamyka się oddziały szpitalne, że na protezę biodra czeka się 8 lat, a w ogóle to nie ma tam pomocy socjalnej.
Uczestnicy afrykańskiego szkolenia tłumaczą z dumą, że prawie wszyscy wzięli z tej okazji urlopy, nie brali diet, a na lotnisko jechali nawet prywatnymi samochodami. Co więcej - "wyjazd studyjny" nie obciążył kieszeni polskich podatników, bo został ufundowany przez niemiecką firmę - Towarzystwo Nauk i Kształtowania Stosunków Ubezpieczeniowych. Jak sama nazwa wskazuje TNiKSU zajmuje się szeroko pojętą nauką i wąsko rozumianymi stosunkami ubezpieczeniowymi. Na których w świecie zawsze świetnie się zarabia. Uczestnikom afrykańskiej ekspedycji nic nie wiadomo na temat powiązań niemieckiego towarzystwa z firmami farmaceutycznymi bądź... ubezpieczeniowymi.
Krótko mówiąc - sprawa jest czysta jak łza polskiego pacjenta, czekającego na protezę biodra tylko rok, najwyżej trzy. Zastanawia mnie tylko jedno: jeśli ktoś zainwestował w to pieniądze, to jak je odzyska? W świecie biznesu bowiem, a już szczególnie "stosunków ubezpieczeniowych", po prostu nie ma nic za darmo.
Na gorąco
Jacek Deptuła