MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Na gorąco

Jan Raszeja
Wzywając wczoraj swoich rodaków aby nie atakowali żydowskich cywilów, Jasef Arafat wcale nie mówił do nich.

     Adresatem przemówienia palestyńskiego przywódcy była zagranica, a konkretnie - prezydent Stanow Zjednoczonych.
     Dla skrajnych grup arabskich - Hamasu, Brygad Męczenników - nie ma najmniejszego znaczenia co Arafat powie czy zrobi, bo już dawno go nie słuchają. Ich ośrodki dyspozycyjne od dawna już są w Syrii i Libanie a nie w Ramallah. W obozach dla przesiedleńców na Zachodnim Brzegu czy w Strefie Gazy, w tych wylęgarniach terrorystów, także autorytet Arafata nie jest największa wartością. I on o tym wie. Wie także, ze po dwóch ostatnich krwawych zamachach, w których zginęło 27 ludzi, musi zrobić coś, co da argumenty zagranicznym zwolennikom powołania do życia państwa palestyńskiego: oto sam Arafat wezwał do niepodkładania bomb, do niezabijania niewinnych.
     Najważniejszy jest jednak prezydent Bush, który jeszcze niedawno mówił o możliwości utworzenia wolnej Palestyny, a po zamachach w południowej Jerozolimie i na Wzgórzu Francuskim, zamilkł. A przecież to w znacznej mierze od stanowiska Stanow Zjednoczonych zależy państwowość palestyńska.
     Czy apel Arafata cokolwiek zmieni, czy amerykański prezydent uwierzy w jego dobra wolę? Nawet jeśli tak się stanie, to i tak nie będzie to miało żadnego znaczenia. Przecież dziś, jutro, albo za tydzień w Izraelu znowu wybuchnie bomba.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska