Cóż to za przestępstwo (dla ułatwienia - zagrożone nawet i dwoma latami więzienia), na którym w ubiegłym roku złapano 80 tysięcy Polaków? A tylko jeden procent z nich poszedł siedzieć?
Jazda po pijanemu.
Już nie pamiętamy tych ostrzeżeń, przestróg gdy w grudniu 2000 wprowadzano nowe przepisy: "Nie pij gdy chcesz jechać, bo będziesz przestępcą, bo pójdziesz za kraty". I co? Ano - niewiele, tylko tych kilkuset pijaczków, w których postępowaniu nijak nie można było się doszukać niczego co mogłoby ich uratować przed paką. Do szkoły mieli z górki, żona ich w domu nie biła, żadnych zmartwień z dziećmi ani szefem, w dodatku do samochodu zawsze wsiadali pijani, więc policja ich łapała co i rusz. Tych humanitarni sędziowie z bólem w sercach skazywali na bezwzględną odsiadkę. Wobec reszty kary zawieszano, albo nawet i nie to - kończyło się na grzywnie i odebraniu prawa jazdy na trochę. Bo - mówią w sądach - nie można już za pierwszym razem wsadzać kogoś do więzienia.
Ale przecież się wsadza. Złodzieja, który po raz pierwszy coś ukradł, zabójcę co pierwszy raz zabił, debiutanta w biciu niewinnych. A pijaczka, kamikadze szosy z dwoma promilami we krwi - nie wypada? To co, dopiero jak kogoś przejedzie, dopiero jak kogoś zamieni w trupa czy kalekę - dopiero wtedy można i trzeba? Też chyba nie, bo przecież to pierwszy raz...
Kolejny zapis w kodeksie karnym obumarł z powodu niestosowania, a od stycznia do maja złapano o 4 tysiące więcej pijanych kierowców aniżeli w tym samym okresie rok wcześniej. Bo czego tu się bać? I kogo?
W Polskę jedziemy, drodzy panowie.
Na gorąco
Jan Raszeja
Cóż to za przestępstwo (dla ułatwienia - zagrożone nawet i dwoma latami więzienia), na którym w ubiegłym roku złapano 80 tysięcy Polaków? A tylko jeden procent z nich poszedł siedzieć?