Z niewielką przesadą można powiedzieć, że wczoraj w Sejmie posłowie przyzwolili swoim partiom - a więc sobie - na jawne krętactwa i malwersacje finansowe. Obowiązująca ustawa o partiach politycznych zakładała, że jeśli którakolwiek z nich nie będzie w stanie - szczególnie po wyborach - rozliczyć się z funduszy, straci ogromne dotacje państwa. A chodzi o niebagatelne, milionowe sumy z budżetu. Strażnikiem prawidłowej kontroli partyjnych wpływów i wydatków miała być Państwowa Komisja Wyborcza. Partie, których rozliczenia finansowe są podejrzane, a wpływy - niewiadome, miały zostać ukarane pozbawieniem dotacji państwa na 3 lata. Po prostu zostałyby bez grosza.
29 lipca PKW miała ogłosić, które stronnictwa rozliczyły się uczciwie, a które nie. Jednak wczoraj posłowie - uprzedzając wyniki sprawozdania komisji... zmienili prawo. Uznali mianowicie, że całkowite pozbawienie partii państwowych pieniędzy to zbyt ciężka kara. I uchwalili, że stronnictwom, które nie są w stanie rozliczyć się z funduszy, wystarczy zabrać 10 proc. państwowych subwencji. Nawet te ugrupowania, które przewalały lewe pieniądze - dostaną subwencje, tyle że o 10 proc. niższe. Wniosek z tego jest prosty: parlament stanowi w Polsce prawo. Ale jeżeli to prawo jest niewygodne dla posłów i partii w parlamencie - trzeba je "naprostować", tak, by było lepsze.
Dla posłów.
Na gorąco
Jacek Deptuła