Na gorąco

     Rząd ma konstytucyjny termin złożenia projektu budżetu do końca września. Termin ten może przesunąć tylko z ważnych przyczyn. Ponieważ w najbliższym czasie raczej nie należy się spodziewać kataklizmów bądź wyborów parlamentarnych, to rząd - jeśli chce postępować zgodnie z konstytucją - powinien termin wrześniowy utrzymać. Obrady w Klarysewie, a więc nadzwyczajne spotkanie rządu poświęcone wyłącznie budżetowi świadczy o tym, że Leszek Miller chce jak najszybciej zakończyć prace nad budżetem i tym samym termin ten utrzymać.
     Oprócz tej szczypty optymizmu konieczny jest też i realizm. Nadzwyczajne spotkania odbywają się zwykle wtedy, gdy są niezwykle silne napięcia i spory. Jest to oczywiste przy budżecie, z którego wszyscy chcą coś dostać, a jeden minister (finansów) mówi, że nie da, bo nie ma. W dodatku Grzegorz Kołodko chce zmniejszyć deficyt budżetu państwa, a to się zwykle odbywa poprzez zmniejszenie wydatków. W takiej sytuacji wszyscy by otrzymali mniej, a wliczając koszty już obiecanych podwyżek płac w sferze budżetowej oraz emerytur byłoby to znacznie mniej niż w tym i tak kruchym dla wielu instytucji budżetowych roku.
     W tej sytuacji pojawia się pomysł premiera, by po prostu zwiększyć dochody państwa. Można to zrobić przez prywatyzację, ale umorzenie długów państwowym firmom i tak pochłonie znaczną część tych wpływów. Pozostaje zwiększenie podatków, a więc zrobienie wszystkiego byśmy jeszcze więcej oddawali swoich pieniędzy urzędnikom i politykom. Przy niezbyt wysokim poziomie wzrostu gospodarczego może spowodować to nie tylko powszechne zubożenie, ale i zwiększenie bezrobocia.
     W tej sytuacji otucha, że rząd chce przestrzegać konstytucję nie zmniejszy znacznie coraz powszechniejszej troski, żalu i zniechęcenia.