Przedłużenie terminu pracy komisji wyborczych ma oczywiście spowodować zwiększenie frekwencji. Jednakże w ciągu ostatnich kilku tygodniach zgłaszano rozmaite inne pomysły, które mogłyby jeszcze bardziej zwiększyć udział w wyborach. Andrzej Lepper był nawet za tym, by głosować w dwa dni, w tym jeden roboczy, który jednak z tej okazji stałby się dniem wolnym od pracy. Pomysł wspaniały, szczególnie dla uwielbiających odpoczywać. Mieliby wtedy aż 3 dni wolne, a frekwencja przy dobrej pogodzie byłaby jeszcze niższa niż obecnie. Upadł też pomysł z przesyłaniem głosów pocztą. Poczta Polska nie jest bowiem w stanie zagwarantować dostarczenia listów na czas. Dobrze, że zrezygnowano z pomysłu przesyłania głosów poprzez Internet. Podpis elektroniczny nie jest jeszcze powszechnie znany i tym samym mogłoby być więcej kłopotów niż pożytku.
Niestety nawet nie była rozpatrywana inna propozycja - zmiany sposobu konstruowania list wyborców. Obecny system oparty na instytucji stałego zameldowania przechowuje ok. 5-10% tzw. "martwych dusz", osób od dawna nie mieszkających tam, gdzie są zameldowani. Tak więc rzeczywista frekwencja w Polsce od lat jest wyższa. Czy nie warto zatem wprowadzić np. amerykańskiego systemu samodzielnego rejestrowania się wyborców?
Jednakże długość pracy komisji wyborczych, czy nawet najbardziej rzetelny sposób konstruowania list wyborców wpłyną na poziom frekwencji tylko w minimalnym stopniu. O wszystkim i tak zadecydują nasze zainteresowanie, rozsądek i poczucie odpowiedzialności.
Na gorąco
Roman Bäcker
Sejmowa komisja ustawodawcza zdecydowała, iż referendum w sprawie wejścia Polski do UE odbędzie się w niedzielę od 6 do 22. Tak więc za 6 miesięcy, a dokładniej 8 czerwca będziemy mieli aż 16 godzin na wrzucenie naszego głosu do urny.
