O ile wojna może być mniej lub bardziej humanitarna. Stany Zjednoczone i ich sojusznicy muszą dbać, by ich poczynania w Iraku były odbierane przez światową opinię jako wojna z reżimem Saddama Husajna a nie z państwem Irakijczyków, by w działaniach wojennych jak najmniej ucierpieli cywile, by bomby nie trafiały w domy, szkoły i inne cywilne obiekty.
To już jest nie tylko założenie propagandy sojuszników (jak najmniej pokazywać piekła wojny, zabitych i rannych!), ale rzeczywiste wybieranie optymalnych środków osiągnięcia celów. Dlatego wciąż nie ma uderzenia całą mocą zgromadzonych wokół Iraku arsenałów, dlatego atakowane są głównie pałace Husajna i obiekty jego doborowych oddziałów. Mamy też wrażenie, że więcej jest ofiar nieszczęśliwych zdarzeń niż starć wojennych. Chociaż te informacje mogą być nam staranie dozowane.
Irakijczycy nie bronią krwią każdej piędzi ziemi, jak zapowiadał dyktator, ale też niewiele jest scen entuzjastycznego witania "wyzwolicieli". Oby jednak każda godzina przekonywała nas, że Saddam jest coraz bardziej osamotniony. Obawiam się bowiem, że Husajn ze swoją gwardią okopał się w wielu ważnych punktach Iraku, i że niedługo ujrzymy całe piekło wojny.
Niestety.
Na gorąco
Ryszard Buczek
Protesty przeciwników wojny na całym świecie, także tysięcy Amerykanów i Brytyjczyków, a przede wszystkim brak jej poparcia ze strony Rady Bezpieczeństwa ONZ sprawiają - paradoksalnie - że od pierwszych godzin stała się ona bardziej humanitarna.