Nie byłem, nie jestem i nie będę (chyba, że dowiem się czegoś co radykalnie zmieni mój punkt widzenia na sprawę) zwolennikiem wojny w Iraku i udziału w niej naszych żołnierzy. Wielokrotnie i - mam nadzieję - jasno dawałem temu wyraz w mojej gazecie. Ale trafia mnie szlag gdy słyszę jak - korzystając z okazji sejmowej debaty o irackiej awanturze - polityczni gracze odmieniają słowa "Polska", "suwerenność , "racja stanu", "żołnierska krew" przez wszystkie przypadki starając się ucharakteryzować na ostatnich sprawiedliwych w Rzeczypospolitej. I trzęsie mną, kiedy - który to już raz? - widzę tych - pożal się Boże - przedstawicieli narodu, zamieniających sejmową mównicę w gminny Hyde Park, gdzie każda bzdura nabiera wagi prawdy objawionej. Zamieniających Sejm w wybieg przed gospodą piątej kategorii, na którym wolno wszystko i każdemu - pod warunkiem, że chroni go immunitet.
W ostatnich latach staniały nie tylko odwaga i dobre wychowanie. Nic już właściwie nie kosztuje odpowiedzialność za to co się mówi i jak się mówi. Wystarczy tylko stosowną brednię poprzedzić deklaracją, że to w interesie Polski. Polityczne i bezprzymiotnikowe chamstwo spowszedniało. I jeśli to jest demokracja, to taka w swym najgorszym stadium: kiedy przepoczwarza się w anarchię.
Na gorąco
Jan Raszeja
Nie byłem, nie jestem i nie będę (chyba, że dowiem się czegoś co radykalnie zmieni mój punkt widzenia na sprawę) zwolennikiem wojny w Iraku i udziału w niej naszych żołnierzy. Wielokrotnie i - mam nadzieję - jasno dawałem temu wyraz w mojej gazecie.