Najpierw nasz premier, megaoptymista, ogłosił Polsce i światu, że za trzy lata będziemy zarabiać w euro. To hucpa, bo już teraz Polacy ledwo wiążą koniec z końcem - patrz: reportaż "I jak tu się wyżywić?".(czytaj w dzisiejszej papierowej Gazecie Pomorskiej) A wczoraj zagrzmiał jeden z liderów Platformy Zbigniew Chlebowski: "Nie ma mowy o żadnym referendum w Polsce w tej sprawie!" Niecały rok władzy, a tupet godny Prawa i Sprawiedliwości.
Doświadczenia wszystkich krajów europejskich, które przyjęły euro, są jednoznaczne: po wprowadzeniu nowej waluty podrożało wszystko! Z punktu widzenia makroekonomii i dalszej przyszłości POma rację - euro będzie korzystne. Ale makroekonomią jeszcze się nikt nie najadł. Wczoraj Włosi (zarabiający cztery razy więcej!) zorganizowali protest przeciw kosmicznie już wysokim cenom chleba i makaronów. Niemcy i Francuzi złorzeczą na podwyżki cen żywności, a premier Tusk, niczym cyrkowy magik, wyciąga nam euro z cylindra.
Panie premierze, niech pański rząd najpierw zapewni nam choć połowę standardu życia, jaki mają na Zachodzie. I dopiero wtedy odtrąbi wprowadzenie wspólnej waluty. (Proszę jeszcze pamiętać o obietnicach reprywatyzacyjnych do końca tego roku, a sami tylko Żydzi domagają sie 60 miliardów zł!) Niestety, PO idzie śladem poprzedników - kiedy brakuje sukcesów, trzeba głośno wykrzykiwać abstrakcyjne dla obywateli hasła. Dla PiS były to "układ" i agentura, dla PO - bliżej nieokreślona "ustawodawcza rewolucja" oraz euro. Warto więc przypomnieć premierowi jego najważniejsze obietnice: "Przyspieszymy i wykorzystamy wzrost gospodarczy (na razie klapa); radykalnie podniesiemy płace dla budżetówki, zwiększymy emerytury i renty (śmiech) oraz wybudujemy sieć autostrad (dotąd 50 km).
Proszę też pamiętać, że miliony głosowaly nie na Platformę, lecz przeciw rządom braci Kaczyńskich.