"Plan, by w roku 2021 prąd płynął do polskich gospodarstw domowych z elektrowni jądrowych, jest ambitny, ale realny" - powiedział wczoraj premier Donald Tusk. To kolejna "ambitna, lecz realna" obietnica szefa rządu, jak autostrady, czy wprowadzenie euro. Tyle że król jest nagi.
O konieczności budowy od podstaw polskiej energetyki jądrowej mówił każdy rząd. Nie ma się co łudzić - przed tym Polska nie ucieknie. Sęk w tym, że premier zadeklarował wczoraj rozpoczęcie "już nie badań, ale decyzji inwestycyjnych w tej sprawie". Widać nie czytał raportu swojego wiceministra gospodarki, który trzy tygodnie temu uczestniczył w Europejskim Forum Energii Jądrowej w Bratysławie.
Okazuje się oto, że resort dopiero teraz zaczął przygotowania prawno-organizacyjne i ekonomiczne związane z budową nawet dwóch polskich elektrowni atomowych. W Bratysławie Polska zadeklarowała, że... chętnie nawiąże współpracę z krajami posiadającymi odpowiednie doświadczenie i możliwości w tej dziedzinie.
Ręce opadają. Oznacza to, że poza mglistą wizją rząd nie ma żadnego programu! A premier, z właściwym sobie młodzieńczym wdziękiem, znów szermuje gołosłownymi obietnicami. Jak wiadomo budowa autostrad czy stadionów jest od strony technologicznej nieporównanie prostsza, aniżeli budowanie od zera elektrowni jądrowej. A nawet i to, po roku rządów, okazuje się zbyt trudnym zadaniem. I cóż tu mówić o szybkich decyzjach w sprawie energii atomowej!?
Na wspomnianym Forum Energii Jądrowej premier Słowacji poinformował o budowie dwóch nowych bloków w elektrowni atomowej w Mochovcach. Zostaną oddane do użytku w latach 2012-2013. Jednak Słowacy mają 30-letnie doświadczenie z energią jądrową. A my - tylko premiera. Wiecznego optymistę.